I trzeba też uważać, bo niestety, bywa pikantne, bardzo pikantne.
Najbardziej smakowało nam jedzenie w Chang Khong w naszym Guesthousie. Przepyszne jedzenie jest w Bangkoku w China Town i dzielnicy hinduskiej.
W Chang Mai odkryłyśmy shakei owocowe i delektowałyśmy się nimi przez cały Laos. Gdy byłyśmy głodne ratowało nas jedzenie na patyku zwane przez nas szaszłykami.
Dla Agnieszki nr 1 to omlet-naleśnik z cukrem i słodkim mlekiem w Chang Mai. Dla mnie? Nie mogę się zdecydować :)
Na pewno wiele nas ominęło, wiele nie odkryłyśmy. Ale to jest kolejny powód, żeby tam wrócić.
od tego zaczynał się prawie każdy posiłek - od robienia zdjęć. Zwariowane turystki
nasze pierwsze jedzenie w Tajlandii. Od razu trafiłyśmy na pyszną zupę. No i Agnieszka pierwszy raz posługiwała się pałeczkami
tu znowu trafiłyśmy na hinduską knajpkę, do której wróciłyśmy ostatniego dnia. Ten sosik był rewelacyjny
omlety, jajka w każdej postaci i do wszystkiego
naleśniki bywały lepsze i gorsze. Tu widać jaka wersja ;)
to była dziwna restauracja. Sami miejscowi, coś w stylu stołu szwedzkiego, no i każdy dostawał własny gril. Dominowały owoce morza. (Kanchanaburi)
u Samarta było pyszne domowe jedzenie. Typowo tajskie
shake owocowy... w tym się zakochałyśmy
a to jedzenie uznałyśmy za najlepsze (Chang Khnog)
ryż z warzywami i jajkiem - najczęściej zamawiana potrawa przez Agnieszkę
czasami była zwykła prowizorka, ale też było dobre. Szczególnie, jak dorzuciło sie do tego zestawu parę pysznych owoców
lody w Luang Prabang. Miałyśmy swoją ulubioną lodziarnię. A co!
w Laosie próbowałyśmy też regionalnych dań
niektóre nam smakowały
a inne tak sobie
uliczne jedzenie. Kolorowe, wyglądające na pyszne. Często się zdarzało, że nie miałyśmy pojęcia co to jest, ale czasami próbowałyśmy. I raz okazywało się strzałem w dziesiątkę, a raz kompletną kichą
pisałam coś już o jajkach? Tu przepiórcze
szaszłyki często nas ratowały przed głodem
te kiełbaski były pyszne. No i były nadziewane ryżem
a ta pani miała pyszne zupy
ten pan sprzedał, wg Agnieszki, najlepsze jedzenie w całej podróży. Potem ciągle tego szukała
nr 1 wg Agi
po długich poszukiwaniach w Bangkoku został znaleziony naleśnik...
ale był niedobry, bo z jajkiem
jeżeli jedzenie ze straganów, to jedzenie na ulicach i na kolanie
no i te ich pakowanie wszystkiego w woreczki foliowe
jedzenie pałeczkami zostało opanowane do perfekcji
ale sztućce też były w akcji... no przynajmniej widelec
a czasami dawałyśmy sobie radę bez sztućców i bez pałeczek. Tu zostałyśmy poczęstowane ryżem z bananem pieczonym na grillu w liściach bananowca
nasze stoły (chodniki, ławeczki) czasami były zastawione bogato, a czasami bardzo skromnie
tu nasz ostatni posiłek w Tajlandii
a tu pierwszy po powrocie do Bangkoku
tu w Sukhothai ratowałyśmy się szaszłykami z każdej części kurczaka
a tu w Chang Mai nasze jedzenie na murku
ryż był dobry
zupa dziwna, kleista
a tu bardziej szczegółowo możecie się przyjrzeć jedzeniu
no i gwoźdź programu... Agnieszka jedząca kaczkę. Myślicie, że jej smakowała??
i na koniec parę przepisów od Samarta. Może ktoś coś ugotuje