czwartek, 30 października 2014

GRUZJA - DZIEŃ 5

Ten dzień był przeznaczony na zwiedzanie Tibilisi. Wstałyśmy dosyć późno, bo nie spieszyło nam się. Po śniadaniu ruszyłyśmy na miasto. 
Zaczęłyśmy od Gruzińskiego Muzeum Narodowego (wstęp 5 GEL). Interesowała nas przede wszystkim wystawa klejnotów, ale ciekawą wystawą była także ta pokazująca prześladowania Gruzinów przez Rosjan. 

wystawa klejnotów






Po Muzeum pochodziłyśmy po wąskich uliczkach w pobliżu Aleji Szosty Rustawelego. Jako, że upał był nieznośny wybrałyśmy się na lody. Znalazłyśmy ciekawą cukiernie, gdzie najpierw wybiera się mrożone owoce i dopiero wtedy na twoich oczach są robione lody. Pyszne :)

uliczki Tibilisi


jedna z restauracji :)


nasza lodziarnia :)

 czekamy na lody

po drodze wstąpiłyśmy do synagogi



Po tym lenistwie poszłyśmy do Katedry Sioni. Jest to jeden z najważniejszych obiektów sakralnych w Gruzji, a jej nazwa pochodzi od góry Syjon w Jerozolimie. Pierwsza cerkiew w tym miejscu powstała w VI w. Sioni w ciągu stuleci ucierpiała z powodu ataków nieprzyjacielskich i trzęsień ziemi. Obecna bryła katedry pochodzi z XIII w. W katedrze jest przechowywany krzyż świętej Nino. Jest to najcenniejsza relikwia Kościoła gruzińskiego, niestety niedostępna dla zwiedzających. Można jedynie oglądać jej kopię. 

katedra Sioni






Potem udałyśmy się w kierunku Twierdzy Narikala. Wjechałyśmy tam kolejką (1 GEL). Twierdza to nic ciekawego, jedynie rozwalające się mury. W środku twierdzy znajduje się odbudowana w 1990r cerkiew św. Mikołaja. Nie powala, ale można zobaczyć. 

twierdza Narikala

spacer wzdłuż murów

drzewo życzeń

kościół św. Mikołaja





i snickersy sprzedawane na placu przed kościołem

widoki z twierdzy:
na katedrę Cminda Sameba


na "coś"

na Kurę

i na łaźnie

Z Twierdzy poszłyśmy w stronę łaźni. Cesarskie łaźnie siarkowe znajdują się pod ziemią i są przykryte kopułami. Dzielnica łaźni jest najstarszą częścią miasta i liczy 1500 lat. To własnie tutaj zaczęła się historia Tibilisi, kiedy to jeleń trafiony przez króla Wachtanga Gorgasalego wpadł do źródła.
Początkowo chciałyśmy skorzystać z takich kąpieli, ale zniechęciła nas gorąca woda. Nie wyobrażałyśmy sobie, że podczas takiego upału będziemy jeszcze siedzieć w gorącej wodzie. Ale ceny łaźni (wynajęcie prywatnego pokoju) wahają się od 30 do 60 GEL. Wcześniej można wejść i sprawdzić co oferuje dana łaźnia. 
w drodze na łaźnie

łaźnie



w pobliżu znajduje się meczet

Po łaźniach postanowiłyśmy pójść coś zjeść. Padło na knajpkę na ulicy Szosty Rustawelego. Usiadłyśmy przy stoliku, zaczęłyśmy się zastanawiać co zamówić, Gosia nawiązała kontakt wzrokowy z właścicielką tego lokalu, ta coś powiedziała, Gosia pokazała na palcach liczbę trzy (myśląc, że chodzi ile chcemy Coca-Coli) i w niecałe pięć minut stały przed nami kebaby zawinięte w naleśnik. Zaczęłyśmy się śmiać, bo nawet Gosia nie zdawała sobie sprawy, kiedy złożyła zamówienie. 

w drodze na obiad


most Pokoju


Po obiedzie ruszyłyśmy w stronę Suchego Mostu, bo wyczytałyśmy w przewodniku, że jest tam targ. Droga nam zajęła trochę czasu, ale targ jest ciekawy. Można tam kupić obrazy, biżuterię i inne pamiątki z Gruzji (w tym różne starocie). My skusiłyśmy się na biżuterię. Wiadomo - baby ;)

na targu


zdjęcie dodane na specjalne życzenie Gosi ;)



Po targu pomału ruszyłyśmy w stronę naszego hostelu, bo na 21 byłyśmy umówione z taksówkarzem w celu umówienia się na wyjazd do Kazbegi. Po drodze wypiłyśmy przepyszny kwas coś w rodzaju naszego kwasu chlebowego. Natknęłyśmy się na wieżę zegarową, która sąsiaduje z teatrem lalek Rezy Gabriadzego. Wieża jest urocza w bardzo ciekawym zakątku i naprawdę warto ją znaleźć. 

zwariowane turystki ;)

jedna z uliczek

 wieża zegarowa





jedna z galerii


Po tym udałyśmy się ponownie na lody, ale tym razem wybrałyśmy wersję z jogurtem. I jedyne co nam pozostało to udać się do hostelu na spotkanie z kierowcą.
Na spotkaniu umówiłyśmy się, że zostaniemy odwiezione do Kazbegi za 80 GEL w SOBOTĘ. Tą sobotę podkreślałyśmy kilka razy i kierowca się na nią zgodził. 
Zadowolone poszlysmy spać