Wstałyśmy wcześniej, bo chciałyśmy szybko wyruszyć do cerkwi Cminda Sameba położonej na wysokości 2170 m n.p.m. Wybrałyśmy te trudniejsze podejście, ale nie było jakieś hardcorowe. A widoki były przepiękne.
zaczynamy naszą wędrówkę. W oddali już widać Cminda Sameba
trudniejsza ścieżka to ta po lewej w stronę starej wieży obronnej
stara wieża obronna
na szlaku :)
odwracam głowę do tyłu i widzę Gergeti
i już widać Cmindę Samebę
czekamy na zakończenie mszy :)
nieświadomie sprofanowałyśmy św. skały.
Tu profanuje Ania
mała sesja
klasztoru i...
... i widoków
Gdy dotarłyśmy do kościoła okazało się, że właśnie trwa tam msza. Postanowiłyśmy poczekać, bo miejsce jest przepiękne. Cminda Sameba to XIV wieczny kościół Świętej Trójcy i jest to święte miejsce dla Gruzinów. W czasie okupacji to właśnie tam były przechowywane skarby narodowe m.in. krzyż św. Nino.
Po mszy zostałyśmy oczarowane cerkwią i atmosferą tam panującą. W dodatku trafiłyśmy na spowiedź i pieśni temu towarzyszące. Wprost czuło się tam wiarę tych wszystkich ludzi. Niesamowite wrażenia.
Następnie udałyśmy się na sesję fotograficzną wokół kościoła. I wtedy spotkałyśmy parę Polaków. I tu zdarzyła się śmieszna sytuacja. Rozmawialiśmy już kilka minut na temat Gruzji, co warto zobaczyć, gdzie dalej jedziemy i w końcu padło pytanie skąd jesteśmy. No to my odpowiadamy, że z Opola, Kędzierzyna-Koźla i Głogowa. Na co dziewczyna odpowiada: "z Głogowa? mam tam znajomą", po czym po tych słowach Gosia zdejmuje ciemne okulary, a dziewczyna ze zdziwieniem: "Gosia????". Okazało się, że obie się dobrze znają, że nawet razem kiedyś były na wycieczce i mieszkały we wspólnym pokoju. Najlepsze było to, że gdyby Gosia nie powiedziała, że jest z Głogowa, to by się nie rozpoznały ;)
trzy wariatki ;)
to było spotkanie :)
Gosia z Renatą
Po tym spotkaniu zastanawiałyśmy się czy nie wybrać się jeszcze pod lodowiec, ale zmieniła się pogoda i zaczęło kropić. Postanowiłyśmy wrócić do domu. Tym razem wybrałyśmy tą łagodniejszą trasę i po 15 min żałowałyśmy. Kiepskie widoki, ciągle jeżdżą samochody. Żałowałyśmy, że nie wróciłyśmy tą samą drogą, którą wchodziłyśmy. W dodatku pod koniec złapał nas deszcz. I jak się rozpadało, tak nie chciało przestać.
opuszczamy Cmindę Samebę i... zaczyna padać
powrotna droga już nie była taka malownicza
i te samochody
ale oczywiście czasami widoki były niczego sobie ;)
po drodze spotkałyśmy ludzi idących w stronę kościoła
i już jesteśmy w Gergeti
Przestało jedynie na jakieś pół rodziny, które wykorzystałyśmy na zakupy. Wiadomo - winko musi być ;)
I tak przesiedziałyśmy resztę dnia w pokoju racząc się, tym razem, lepszym winem i jedząc pysznego arbuza.
a w domu czekał na nas pyszny obiad :)