Pobudka bardzo wczesna, bo byłyśmy umówione z taksówkarzem na 6. Musiałyśmy zdążyć do Erewania na 8, bo o tej godzinie miałyśmy maszrutkę do Goris.
Nasz kierowca okazał się bardzo sympatyczny, niestety ciężko było się z nim dogadać. Sama droga bez niespodzianek i nie zajęła dużo czasu (jakieś 60 km). Wprawdzie taksówkarz miał problem ze znalezieniem właściwego dworca, ale w końcu udało mu się. Przykre było jedynie to, że na końcu chciał 8000AMD, zamiast 7000 AMD, tłumacząc, że przecież musiał szukać dworca. Jakby to była nasza wina.
Przejazd do Goris był szalony, ale też już się do tego przyzwyczaiłyśmy. Tu wszyscy jeżdżą, jakby nie było przepisów drogowych i im szybciej, tym lepiej.
W Goris chciałyśmy złapać taksówkę do Tatew, ale wszyscy żądali takiej ceny, że nam się odechciewało. Szczególnie, że za parę groszy można dostać się tam autobusem. Oczywiście, jak pytałyśmy się taksówkarzy o ten autobus, to każdy odpowiadał, że takiego nie ma i do Tatew to tylko taksówką i, że on może okazyjnie podwieźć i tu padała cena itd, itp. Postanowiłyśmy zapytać się policjanta i ten nas zaprowadził pod sam przystanek. Autobus podjechał na przystanek o 14, ale wyjechał o 15.
aż strach wejść do takiego autobusu