Na treking ruszyłyśmy o 9. Wcześniej, oczywiście zjadłyśmy śniadanie i oddałyśmy plecaki na przechowanie.
Grupa była czteroosobowa plus dwóch przewodników. Oprócz nas w grupie było dwoje Szwajcarów. Pierwszym przewodnikiem był Rycky, a jego pomocnikiem Bram (o ile dobrze pamiętam imię).
Od samego początku treking zaczął się ostrym podejściem, ale po jakiś pięciu minutach zobaczyliśmy pierwsze stadko małp.
Po wznowieniu trekingu, znowu ostre podejście, które tym razem zostało wynagrodzone pierwszymi orangutanami i.... sporą grupką ludzi. Trochę to śmiesznie wyglądało, jak ludziska stali dookoła drzewa z aparatami wycelowanymi ku górze.
Po kilkuminutowym podziwianiu orangutanów znowu ruszyłyśmy i ponownie po paru minutach natrafiliśmy na orangutany i grupę ludzi, tym razem mniejszą. I znowu sesja fotograficzna i w drogę. Zeszliśmy z utartego szlaku i po dłuższej chwili trafiłyśmy na małpki zwane tutaj "Punk Monkey". Było to bardzo sympatyczne spotkanie, bo małpki nie były strachliwe i pozwalały nam na bardzo bliskie podejście.
I znowu po pewnym czasie ruszyłyśmy w drogę.
nasze pierwsze małpy
Po wznowieniu trekingu, znowu ostre podejście, które tym razem zostało wynagrodzone pierwszymi orangutanami i.... sporą grupką ludzi. Trochę to śmiesznie wyglądało, jak ludziska stali dookoła drzewa z aparatami wycelowanymi ku górze.
nasz pierwszy orangutan
spotkania bliskiego stopnia
tutaj Rycky pokazuje, że małpki nie pozwalają na dotknięcie swojego ogona
I znowu po pewnym czasie ruszyłyśmy w drogę.
Nie będę opisywać trekingu minuta po minucie, bo po prostu nie jestem sobie tego w stanie przypomnieć. Było zbyt dużo wrażeń, zbyt wiele się działo.
Napiszę może w skrócie. Orangutanów widziałyśmy sporo i to już bez tłumu ludzi. Najbardziej ekscytujące było spotkanie z Miną (bo każdy orangutan ma swoje imię) i jej maleństwem. Mina jest najbardziej agresywnym z orangutanów i nie boi się machania kijem. Dlatego najpierw przewodnicy obłaskawili ją owocami. Mimo tego, jak podchodziliśmy zbyt blisko, to orangucica denerwowała się i zaczynała iść w naszą stronę. Na co przewodnicy kazali nam spokojnie odchodzić, ale my nie robiliśmy tego spokojnie tylko z lekką paniką, przez co jeszcze bardziej ją denerwowaliśmy. Na szczęście nasi opiekunowie umieli poradzić sobie z całą tą sytuacją i wszystko było bezpieczne.
główna atrakcja w dżungli
no daj!
do tych łagodniejszych można było podejść naprawdę blisko
czasem oglądanie orangutanów wyglądało tak
obłaskawianie owocami
dżungla to nie tylko zwierzęta, to także rośliny
Ok 14 mieliśmy lunch. W środku dżungli dostaliśmy pyszny ryż z warzywami (nasi goreng) oraz owoce, a to wszystko przygotowali nasi niezrównani przewodnicy.
Sam treking po dżungli nie jest łatwy. Jest sporo stromych podejść i dużo ostrych zejść, które mogą sprawić trochę problemów (mi sprawiły, ale muszę się przyznać, jestem zdechlakiem). Na szczęście wszystko jest wspaniałe zorganizowane, a Rycky (możesz się z nim skontaktować przez FB }}}KLK{{{) jest rewelacyjnym przewodnikiem z niesamowitą wiedzą, w dodatku znający się na medycynie naturalnej, co przydało się, gdy Angelika skaleczyła się w kolano. Zamiast stosować polską chemię, zachował się niczym bohater z filmów i najpierw poszukał odpowiednich liści, potem je przeżuł, żeby na końcu przyłożyć do kolana.
Ja miałam dodatkową zabawę patrząc, jak Rycky drażni się z Angeliką, która panicznie boi się wszelkiego rodzaju robactwa. A przypominam, że byliśmy w dżungli. Zaczęło się od tego, jak nasz przewodnik, wziął do ręki mrówkę (znacznie większą niż te które spotykamy w Polsce) i zaczął tłumaczyć różnicę między panią mrówką, a panem mrówką. Na końcu stwierdził, że mrówki są bardzo użyteczne, bo można się nimi pożywić i w tej samej chwili włożył ją do ust. Jak Angelika to zobaczyła, zaczęła przeraźliwie piszczeć, na co wszyscy w grupie zaczęli się śmiać, a jeszcze więcej było śmiechu, gdy Rycky wystawił język i wyciągnął tę mrówkę żywą, na co Angelika, prócz pisków, zaczęła tupać i machać rękoma. No i co nasz wspaniały tour guide miał w tej sytułacją zrobić? Oczywiście co chwilę straszyć naszą Angelikę mówiąc, że chodzi po niej mrówka, na co ona zawsze reagowała piskiem.
bo mrówki są fajne :)
(informuję, że żadnej mrówce podczas tego pokazu nic się nie stało)
termity
Treking zakończył się bardzo długim i bardzo stromym zejściem na miejsce obozowiska. Obozowisko położone było w przepięknej okolicy w środku dżungli nad rzeką.
Po przybyciu na miejsce wszyscy, bez wyjątku zaczęli się kąpać. Woda była cudownie orzeźwiająca po całym dniu łażenia po dżungli. WAŻNE: zapamiętać o zabraniu rzeczy na zmianę, ręcznika, mydła i szczoteczki do zębów. Ja zapomniałam o tym i musiałam łazić w mokrych ciuchach.
Mimo spartańskich warunków, było wspaniałe. Jedzenie przepyszne, otoczenie niesamowite, przyroda dosłownie wychodziła do nas (mam na myśli małpy ;)).
nasze dżunglowe we mieszkanie
ochrona przed... zimnem? (zaufajcie mi, lepiej zabierzcie ze sobą ciepły polar),
robakami?, zwierzętami?
a tak dżunglowe jedzonko
jak w raju
i wychodząca do nas przyroda
prawie jak na Komodo ;)
Wieczorem ognisko, rozmowy i tłumaczenie Angelice dlaczego ona jest pesymistką (kazała mi dopisać, że jest realistką... he, he), a ja z Ryckym jesteśmy optymistami ;)
jak tu udowodnić Angelice, że jest pesymistką... lub, ewentualnie, nastraszyć ją mrówkami ;)
A potem spanie. Niestety niezbyt wygodne, bo na twardych materacach, przez co rano obudziłam się cała połamana w dodatku z zakwasami po wczorajszym trekingu. Na szczęście nikt z naszej grupy nie miał ochoty na kolejny dzień łażenia po krzakach, więc dzień spędziliśmy na słodkim lenistwie nad rzeką oraz kąpieli w niecce wodospadu. Rycky wciąż straszył Angelikę, ona piszczała, a on i ja mieliśmy z tego niezły ubaw (Angelika kazała mi dopisać cyt: "jesteś zdrajcą, ponieważ nie informowałaś mnie o niebezpieczeństwie w postaci jego osoby" he,he i tak miałam niezłą zabawę ;)). Przygoda zakończyła się spływem na pontonach do Bukit Lawang. I znowu było kupę zabawy i śmiechu.
mały wodospadzik przy naszym obozowisku
tak wyglądają pontony
przygotowanie do spływu
i już po spływie... przemoczeni, ale zadowoleni :)
I na zakończenie słowa piosenki, która nam ciągle towarzyszyła w czasie tej niesamowitej przygody:
Jungle trek, jungle trek
in Bukit Lawang
see the monkeys
see the trees
see orangutans
PODSUMOWANIE
Treking po dżungli był niezapomnianym przeżyciem. Przewodnicy rewelacyjni, wszystko było perfekcyjnie zorganizowane. Starali się pokazać nam, jak najwięcej.
Niestety nie jest zbyt łatwy i osoby o słabszej kondycji mogą mieć problem. Z tego, co się dowiedziałyśmy od Ryckiego można poziom trudności dostosować do swojej kondycji, wystarczy go wcześniej poinformować o tym.
Należy pamiętać o zabraniu ubrań na zmianę (ja zapomniałam!), kosmetyków (w tym papieru toaletowego), ciepłego polara i jakieś latarki, ale z drugiej strony pamiętajcie, że to trzeba będzie taszczyć przez pół dżungli.
Czy polecam? Oczywiście! Po całej wyprawie okazało się, że był to najlepszy punkt naszej wycieczki (u mnie na równi z Ijen :)) Polecam również naszego przewodnika!
Całą wycieczkę prowadził i zorganizował:
PODSUMOWANIE
Treking po dżungli był niezapomnianym przeżyciem. Przewodnicy rewelacyjni, wszystko było perfekcyjnie zorganizowane. Starali się pokazać nam, jak najwięcej.
Niestety nie jest zbyt łatwy i osoby o słabszej kondycji mogą mieć problem. Z tego, co się dowiedziałyśmy od Ryckiego można poziom trudności dostosować do swojej kondycji, wystarczy go wcześniej poinformować o tym.
Należy pamiętać o zabraniu ubrań na zmianę (ja zapomniałam!), kosmetyków (w tym papieru toaletowego), ciepłego polara i jakieś latarki, ale z drugiej strony pamiętajcie, że to trzeba będzie taszczyć przez pół dżungli.
Czy polecam? Oczywiście! Po całej wyprawie okazało się, że był to najlepszy punkt naszej wycieczki (u mnie na równi z Ijen :)) Polecam również naszego przewodnika!
Całą wycieczkę prowadził i zorganizował:
Chyba najlepiej jest oglądać zwierzaki w ich naturalnym środowisku. Dobrze, że miałaś taką okazję, bo jednak ja na przykład nie do końca jestem przekonana do idei zoo.
OdpowiedzUsuńa ja wierzę w ideę zoo. Może dlatego, że jestem z Opola, a u nas zoo jest przepiękne i nie ma typowych klatek
UsuńPal sześć małpy, frajdę i uśmiech na gębie wywołuje ten tłum stojący pod drzewem i zadzierający głowy, by podziwiać małpy :)
OdpowiedzUsuńCiekaw jestem czy one jako istoty jednak myślące zastanawiają się, kiedy ta banda patafianów pójdzie z naszego domu ;)
Ale bardziej serio, to chętnie zobaczyłbym tak duże małpy w bardziej naturalnym środowisku niż zoo. Tylko czy jednak można mówić o naturalnym środowisku, skoro to nieustające safari i tłum jak na przysłowiowej marszałkowskiej?
wbrew temu, jak to wygląda na zdjęciach, to wcale nie jest tak źle. Do Bukit Lawang nie dociera wiele ludzi, ilość przewodników jest ograniczona, a zabierają max po 4 osoby.
UsuńNiezła przygoda. Świetnie się na to patrzy, ale pozostanę jednak przy obserwacji :P. Chyba to jednak nie dla mnie takie łażenie po dżungli...
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle. Przewodnik może dobrać trasę do kondycji uczestnika :)
UsuńPiękne te małpy! Ile taki trekking kosztuje?
OdpowiedzUsuń80 euro od osoby. Dwa dni (1 dzień całodziennego trekingu, wyżywienie, 1 nocleg w Bukit Lawang, 1 nocleg w Dzungli, spływ na pontonach)
UsuńI jak to można porównać z innymi tego typu atrakcjami, trekkingami? Raczej drogo czy standard?
Usuńraczej standard. Nawet bym powiedziała, że jest ciut taniej
UsuńBardzo fajne te małpy! Ale po pierwszym zachwycie przychodzi myśl - ciekawe jakby to były, gdybyśmy to my siedzieli na tych drzewach, a tłum małp robiłby nam zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńtaaaak, to mogłoby być ciekawe. Chociaż z drugiej strony jeżdżąc po świecie nie raz spotykałam się z taką sytuacją, że tłum ludzi robi zdjęcie innej grupie ludzi, nie raz traktując ich jak małpy
UsuńCzasami zasługują na to, żeby fotografować ich jak małpy ;)
UsuńMoim zdaniem dużo większy wpływ na zwierzęta ma ingerencja w ich naturalne środowisko, niż obserwacja w zoo, która z założenia jest azylem i często również punktem pomocy (jeśli są mądrze prowadzone, nie mówią o patologiach duńskich). Choć przygoda na pewno była niezapomniana. Pozostaje mieć nadzieję, iż przewodnicy mają dobre serca, szanują i dbają o zwierzęta, a nie traktują ich tylko jako źródła dochodu.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak inni przewodnicy (zakładam, że jednak wszyscy, ale nasz przewodnik dbał o swoje "miejsce pracy". Opowiadał nam, że orangutany są ważne dla nich, bo to ich źródło utrzymania i muszą o nie dbać. I może się wyda to banalne, ale gdy zauważył porzucony papierek zabrał go ze sobą do plecaka, co w Indonezji jest wyjątkiem.
UsuńOrangutany świetne! Kurcze kusi, kusi, ale jak sobie pomyślę ile taka impreza kosztowałaby 4-osobową rodzinę to chyba lepiej wybrać jednak coś innego. A może się mylę? (napisz, że tak ;P)
OdpowiedzUsuńTaka impreza kosztuje 80 euro od osoby (1 nocleg w dżungli, 1 w Bukit Lawang, wyżywienie). Myślę, że można próbować jeszcze trochę utargować.
UsuńPolecam Rickiego, świetny przewodnik, zapewniał nam rozrywek. Nawet po trekkingu zorganizował ognisko i gitary. Wszyscy czuli się jak rodzina. Nigdy nie zapomnę tego all inclusive jungle trek.
OdpowiedzUsuńzgadzam się w 100%
UsuńRycky jest rewelacyjnym przewodnikiem
Wygląda faktycznie na rajską przygodę, ale te małpy doprowadzają mnie do szału. Jakoś nie przepadam za tymi zwierzakami, więc musiałbym sobie znaleźć chyba inną rozrywkę w dżunglii :)
OdpowiedzUsuńtez nie przepadam za małpami, ale orangutany są świetne :)
UsuńDżunglowe klimaty zapadają w pamięci na całe życie. Ale widzę, że mieliście ogromne szczęście do zwierząt, chyba że tam tak akurat jest, bo moje dwa podejscia dżunglowe to wypatrywanie ich jak igły w stogu siana:) pozdr, Asia/Lisy w drodze
OdpowiedzUsuńTo nie szczęście, to dobry przewodnik, który wie gdzie i co :)
UsuńMałpy zawsze wywołują na twarzach wielki uśmiech! Chętnie wybrałabym się na taki trekking :)
OdpowiedzUsuńOglądając te zdjęcia, tym smutniej się robi, znając dane dotyczące drastycznego spadku populacji orangutanów w Indonezji. Ostatnie gigantyczne pożary z pewnością też nie pomogły. Oby nie było tak, że za kilka lat będziemy mogli te małpy oglądać tylko w zoo.
OdpowiedzUsuńŚwietny ten treking. Może zacznę planować podróż w tamtą stronę. Wydaje się, że zobaczenie orangutanów na wolności jest świetnym przeżyciem.
OdpowiedzUsuńPrzerażają mnie małpki w tak bliskiej perspektywie ale wyprawa do dżungli zdecydowanie mi się marzy :)
OdpowiedzUsuńWszystko wygląda bardzo interesująco. Zastanawiam się tylko, jak na tka wyprawę się przygotować, co ubrać tak żeby było wygodnie i komfortowo. Wiadomo jaki klimat panuje w dżungli, więc idąc tam trzeba się naprawde dobrze do tego przygotować.
OdpowiedzUsuń