Noclegi w Labuan Bajo
Po Rince czekał nas już tylko rejs w stronę Labuan Bajo czyli małego portowego miasta, z którego najczęściej wypływa się na Komodo. My, jak już wiadomo, wypłynęłyśmy z portu w Bengsal i stamtąd płynęłyśmy w stronę Komodo. Czyli dla nas Labuan Bajo był to punkt kończący rejs na Komodo.
Gdy nasza łódka zbliżała się do portu zaczęło lać. Z jednej strony dobrze, że dopiero teraz (przez cały rejs pogoda była wymarzona), z drugiej strony dlaczego teraz, gdy miałyśmy szukać noclegu?
Wiedziałyśmy, że "należy" nam się jeszcze jeden nocleg na łódce, ale marzyłyśmy już o wygodnym łóżku (bez bujania) i prysznicu. Początkowo postanowiłyśmy przeczekać deszcz, ale zaczęło się ściemniać, więc chcąc, nie chcąc, mimo deszczu ruszyłyśmy na poszukiwanie jakiegoś taniego noclegu. Miało to też swoje plusy, bo większość osób nie chcąc przemoknąć została na łajbie.
Poszukiwania poszły nam kiepsko, dlatego, że zaraz na początku poszłyśmy w złą stronę (skręciłyśmy w lewo, a nie w prawo), a jak w końcu trafiłyśmy do części noclegowej miasta, to większość miejsc była już zarezerwowana, albo strasznie droga. A dlaczego? Bo w międzyczasie przestało padać i wszystkie te tłumy, które właśnie wróciły z rejsów na Komodo, poszły we właściwą stronę ;)
Po długich poszukiwaniach zdecydowałyśmy się na nocleg w Mutiara. Cena 100 000 rp (ze śniadaniem) czyli bardzo tanio, ale warunki naprawdę kiepskie. O ciepłej wodzie mogłyśmy tylko pomarzyć, a pościel nie była zmieniana od 100 lat.