RADIO EREWAŃ: Słuchacze pytają: "Czy to prawda, że w Moskwie są rozdawane Mercedesy?". Radio Erewań odpowiada: "Tak, to prawda. Tylko, że nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie mercedesy, a rowery i nie rozdawane, tylko kradzione". :)
Kolejny, już ostatni dzień w Armenii.
Kolejny, już ostatni dzień w Armenii.
Zanim wyszłyśmy z hotelu, właściciel powiedział nam, że załatwił nam taksówkę, która odwiezie nas do granicy irańskiej za 100$. Uff, chociaż jedno miałyśmy z głowy.
Dzień chciałyśmy rozpocząć od śniadania. Tym razem postanowiłyśmy nie przechodzić przez ulicę, tylko udać się do najbliższego lokalu. I to był strzał w 10. Zanim zdążyłyśmy się zastanowić co chcemy, już siedziałyśmy przy stoliku, a właściciel mówił, że on już wie, co nam będzie smakowało. I tak poznałyśmy Siergieja. Jak się potem okazało, najmilszego człowieka, jakiego spotkałyśmy w Armenii. Żeby było jasne - Siergiej jest Gruzinem :)
restauracja/bar Siergieja. Naprawdę polecam :)
Gdy czekałyśmy na śniadanie, a potem w czasie jedzenia zabawiał nas rozmową. Okazało się, że bardzo dobrze zna literaturę oraz kino polskie. Wymieniał nazwiska autorów, aktorów polskich i to nie jakieś standardowe i oklepane. Facet jest przesympatyczną gadułą, ale strasznie inteligentnym gadułą. Doradził nam co warto zobaczyć w Erewaniu, a co można sobie odpuścić. No i co najważniejsze. Po raz pierwszy nikt nas nie próbował naciągnąć, a nawet okazało się, że wszystko podliczył nam po bardzo promocyjnych cenach.
Po rozmowie ze Siergiejem zwiedzanie Erewania postanowiłyśmy rozpocząć od muzeum koniaku ARARAT. Nasz nowy znajomy kazał nam iść do tego muzeum na piechtę, ale my postanowiłyśmy jechać maszrutką. Bądź, co bądź jesteśmy starszymi paniami i... no dobra, po prostu nie chciało nam się iść.
Na nieszczęście przystanek mieści się przy lokalu Siergieja. I tak po dwóch minutach czekania, Siergiej nas zauważył przez okno, podszedł do nas i wywiązała się taka rozmowa:
- A co Wy tu robicie?
- Czekamy na autobus
- Przecież to blisko, idźcie na piechotę
- Jesteśmy zmęczone, nie chce nam się
- To jest tak blisko, że nawet 100 letnie babcie tam się doczołgają
- Ale my jesteśmy zmęczone, po 2 tygodniowej podróży i jest gorąco
- Nie bądźcie śmieszne, idźcie!
- Nie
- Tak
I nas wygonił (a nawet wypchał) z przystanku. Poszłyśmy z myślą, że dojdziemy do następnego przystanku i poczekamy na maszrutkę. Ale tak się nie stało. Zanim doszłyśmy do następnego przystanku, ku naszemu zdumieniu, ukazał się budynek muzeum. I, rzeczywiście, okazało się, że muzeum jest jakieś 200 m od naszego przystanku :)
Na miejscu, kasjerka powiedziała nam, że musimy poczekać na przewodnika 1,5 godziny. Poczekałyśmy. Wejściówki kosztowały 4500 AMD. Drogo, ale warto.
Przewodniczka, młoda dziewczyna opowiadała rewelacyjnie. Ormiański koniak znany jest na całym świecie i był wytwarzany jeszcze przed Francuzami. Fabryka w Erewaniu powstała w 1887 r. Jednym z zagorzałych wielbicieli tego trunku był Winston Churchill, który otrzymał butelkę tego napoju od Stalina podczas konferencji w Jałcie. Od tego czasu zamawiał go w ilościach hurtowych.
Nasza przewodniczka opowiedziała nam kilka ciekawych historii. Pierwsza była o tym, jak wprowadzano koniak Ararat na rynek (bodajże we Francji). Zatrudniono do tego iluś tam studentów. Ubrano ich w modne i drogie ubrania, wypożyczono im drogie samochody. I tak przygotowani szli do eleganckich restauracji, tam życzyli sobie koniak Ararat. Oczywiście nie było go na stanie. Więc zdegustowany klient wstawał i wychodził z restauracji, dziwiąc się, że taka topowa knajpa nie posiada najlepszego brandy. Po pewnym czasie przychodziła kolejna para studentów i historia się powtarzała. I tak kilka razy. No to co robił właściciel restauracji? Oczywiście zamawiał u producenta koniaczek :)
Kolejna ciekawostka opowiedziana przez przewodniczkę. Do muzeum przyjeżdżają znane osoby: prezydenci, premierzy, muzycy itp. No i te Vip-y dostają tyle butelek koniaku, ile sami ważą :)
Po zwiedzaniu była degustacja. Dowiedziałyśmy się, ile należny nalać brandy do kieliszka. I robi się to tak. Przewracacie kieliszek na bok i dopiero wtedy nalewacie koniak, tak, aby nie wylał się z kieliszka. Proste? Proste! I jeszcze jedno. Wiecie dlaczego należny stuknąć się kieliszkami przed wypiciem trunku? Bo na krawędzi kieliszka siedzi diabełek i stuknięcie kieliszka o kieliszek powoduje, że ten diabełek spada. Niestety czasami możemy mieć pecha i spadnie nam prosto do kieliszka. I wtedy na drugi dzień będziemy mieli kaca :)
Po muzeum postanowiłyśmy pójść na bazar. Wiadomo jesteśmy babami i uwielbiamy zakupy :) Bazar to złe słowo. Powinnam napisać WERNISAŻ czyli targ staroci i sztuki ludowej. Można tam kupić wszystko. My spędziłyśmy w tym miejscu parę godzin kupując ręcznie robioną biżuterię, rożne bibelot, a Ania kupiła piękną ikonę.
A po bazarze postanowiłyśmy udać się na spacer. Wcześniej planowałyśmy iść do Muzeum Narodowego, ale nie zdążyłyśmy (no bo zakupy były ważniejsze :)).
Najpierw poszłyśmy zobaczyć kościół św. Katogike czyli najstarszy ocalały kościół w Erewaniu. Dziwne połączenie starego z nowym. W latach stalinowskich, gdy architekci Stalina chcieli odmładzać miasto, a w ramach tego wyburzać wszystko, co stare, zupełnie nieoczekiwanie runęła część murów i okazało się, że apsyda główna świątyni była tak naprawdę nietkniętym, małym kościołem Matki Bożej z inskrypcjami z XIII w. Protesty mieszkańców i środowiska naukowego wstrzymały rozbiórkę nowo odkrytej świątyni.
Kolejnym punktem była Kaskada czyli Cenrum Sztuki Cafesjiana. Kaskady to kulturalne serce Erewania, ale także miejsce romantycznych spotkań młodzieży. A dla nas? Miejsce dziwnych rzeźb.
Późnym popołudniem wróciłyśmy do hotelu, ale wcześniej poszłyśmy na obiad do restauracji Siergieja. I znowu spędziłyśmy tam sporo czasu. Gospodarz przyrządził nam przepyszne szaszłyki z warzywami. No i zabawiał nas rozmową. To były najmilsze chwile w Armenii. Naprawdę polecam to miejsce.
Po powrocie do hotelu przyszedł czas na pakowanie. Wiadomo ruszamy do Iranu. Nadszedł czas przepakowania. Wszystkie krótkie spodenki, spódniczki, bluzeczki z krótkim rękawem wylądowały na samym dnie plecaka, a długie spodnie, bluzki z długim rękawem i chusty powędrowały na sam wierzch.
Ja jednak zdecydowałam się nie ryzykować i nie wwozić dzbanka z winem, który zakupiłam w Gruzji. Wino zostało rozlane do kubeczków i ostatni wieczór przed Iranem uczciłyśmy winem. A Ania, która ciągle miała problemy z żołądkiem postanowiła zaryzykować. Do butelki coli dolała wódkę i tak postanowiła wieźć ten zakazany trunek do Iranu :)
Spakowane poszłyśmy spać :)
RADIO EREWAŃ: Słuchacze pytają: "Czy to prawda, że poeta Majakowski popełnił samobójstwo?" Radio Erewań odpowiada: "Nie wiadomo, ale jego ostatnie słowa brzmiały: Nie strzelajcie, towarzysze" :)
Na miejscu, kasjerka powiedziała nam, że musimy poczekać na przewodnika 1,5 godziny. Poczekałyśmy. Wejściówki kosztowały 4500 AMD. Drogo, ale warto.
Przewodniczka, młoda dziewczyna opowiadała rewelacyjnie. Ormiański koniak znany jest na całym świecie i był wytwarzany jeszcze przed Francuzami. Fabryka w Erewaniu powstała w 1887 r. Jednym z zagorzałych wielbicieli tego trunku był Winston Churchill, który otrzymał butelkę tego napoju od Stalina podczas konferencji w Jałcie. Od tego czasu zamawiał go w ilościach hurtowych.
Nasza przewodniczka opowiedziała nam kilka ciekawych historii. Pierwsza była o tym, jak wprowadzano koniak Ararat na rynek (bodajże we Francji). Zatrudniono do tego iluś tam studentów. Ubrano ich w modne i drogie ubrania, wypożyczono im drogie samochody. I tak przygotowani szli do eleganckich restauracji, tam życzyli sobie koniak Ararat. Oczywiście nie było go na stanie. Więc zdegustowany klient wstawał i wychodził z restauracji, dziwiąc się, że taka topowa knajpa nie posiada najlepszego brandy. Po pewnym czasie przychodziła kolejna para studentów i historia się powtarzała. I tak kilka razy. No to co robił właściciel restauracji? Oczywiście zamawiał u producenta koniaczek :)
fabryka koniaku i jednocześnie muzeum
przydałaby się taka beczułka, nieprawdaż? ;)
a te beczułki są najbardziej cenne bo są najstarsze
nasza przewodniczka opowiada o najszlachetniejszych odmianach koniaku Ararat
sala pamiątkowa
wandal :)
tu były:
Kolejna ciekawostka opowiedziana przez przewodniczkę. Do muzeum przyjeżdżają znane osoby: prezydenci, premierzy, muzycy itp. No i te Vip-y dostają tyle butelek koniaku, ile sami ważą :)
polskie akcenty. Te osoby wyjechały stąd z niejedną butelką koniaku :)
ciekawe czy Kwaśniewski był akurat przed czy po diecie?
Po zwiedzaniu była degustacja. Dowiedziałyśmy się, ile należny nalać brandy do kieliszka. I robi się to tak. Przewracacie kieliszek na bok i dopiero wtedy nalewacie koniak, tak, aby nie wylał się z kieliszka. Proste? Proste! I jeszcze jedno. Wiecie dlaczego należny stuknąć się kieliszkami przed wypiciem trunku? Bo na krawędzi kieliszka siedzi diabełek i stuknięcie kieliszka o kieliszek powoduje, że ten diabełek spada. Niestety czasami możemy mieć pecha i spadnie nam prosto do kieliszka. I wtedy na drugi dzień będziemy mieli kaca :)
degustacja
pijaczki ;)
Po muzeum postanowiłyśmy pójść na bazar. Wiadomo jesteśmy babami i uwielbiamy zakupy :) Bazar to złe słowo. Powinnam napisać WERNISAŻ czyli targ staroci i sztuki ludowej. Można tam kupić wszystko. My spędziłyśmy w tym miejscu parę godzin kupując ręcznie robioną biżuterię, rożne bibelot, a Ania kupiła piękną ikonę.
na straganie, w dzień targowy...
cicho! Szef myśli :)
A po bazarze postanowiłyśmy udać się na spacer. Wcześniej planowałyśmy iść do Muzeum Narodowego, ale nie zdążyłyśmy (no bo zakupy były ważniejsze :)).
spacerując ulicami Erewania można spotkać:
dzieci grające na fortepianie
restauracje
i rożnego rodzaju rzeźby i pomniki
Najpierw poszłyśmy zobaczyć kościół św. Katogike czyli najstarszy ocalały kościół w Erewaniu. Dziwne połączenie starego z nowym. W latach stalinowskich, gdy architekci Stalina chcieli odmładzać miasto, a w ramach tego wyburzać wszystko, co stare, zupełnie nieoczekiwanie runęła część murów i okazało się, że apsyda główna świątyni była tak naprawdę nietkniętym, małym kościołem Matki Bożej z inskrypcjami z XIII w. Protesty mieszkańców i środowiska naukowego wstrzymały rozbiórkę nowo odkrytej świątyni.
kościół św. Katogike
widzicie ten mały kościółek?
a tak wygląda otoczenie kościoła
Kolejnym punktem była Kaskada czyli Cenrum Sztuki Cafesjiana. Kaskady to kulturalne serce Erewania, ale także miejsce romantycznych spotkań młodzieży. A dla nas? Miejsce dziwnych rzeźb.
Kaskady
robimy konkurs na najdziwniejszą rzeźbę?
widok z Kaskad
Późnym popołudniem wróciłyśmy do hotelu, ale wcześniej poszłyśmy na obiad do restauracji Siergieja. I znowu spędziłyśmy tam sporo czasu. Gospodarz przyrządził nam przepyszne szaszłyki z warzywami. No i zabawiał nas rozmową. To były najmilsze chwile w Armenii. Naprawdę polecam to miejsce.
Siergiej szykuje nam obiad
my cierpliwie czekamy
a tu po minach już widać, że już jest :)
może tak nie wygląda, ale było pyszne
z Siergiejem
wygłupy :)
Po powrocie do hotelu przyszedł czas na pakowanie. Wiadomo ruszamy do Iranu. Nadszedł czas przepakowania. Wszystkie krótkie spodenki, spódniczki, bluzeczki z krótkim rękawem wylądowały na samym dnie plecaka, a długie spodnie, bluzki z długim rękawem i chusty powędrowały na sam wierzch.
Ja jednak zdecydowałam się nie ryzykować i nie wwozić dzbanka z winem, który zakupiłam w Gruzji. Wino zostało rozlane do kubeczków i ostatni wieczór przed Iranem uczciłyśmy winem. A Ania, która ciągle miała problemy z żołądkiem postanowiła zaryzykować. Do butelki coli dolała wódkę i tak postanowiła wieźć ten zakazany trunek do Iranu :)
Spakowane poszłyśmy spać :)
chciałam zaryzykować i to przewieźć przez granicę...
...ale stchórzyłam i cała zawartość wylądowała w kubeczkach
Ania się chwali, jaka jest bogata ;)
RADIO EREWAŃ: Słuchacze pytają: "Czy to prawda, że poeta Majakowski popełnił samobójstwo?" Radio Erewań odpowiada: "Nie wiadomo, ale jego ostatnie słowa brzmiały: Nie strzelajcie, towarzysze" :)
ARMENIA - DZIEŃ 15
Reviewed by olazplecakiem
on
16:28:00
Rating:
Super spotykać na swojej drodze tak pozytywnych ludzi :) Koniaku nie lubię, ale muzeum wygląda naprawdę nieźle :) Zaskoczyła mnie ilość i różnorodność rzeźb. A bazarki tego typu po prostu uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńBazarek był najlepszy, nie można go ominąć :)
UsuńHahahah Radio Erewań :D Chętnie odwiedziłabym tę fabrykę, ale poczekam, aż zostanę VIP-em ;)
OdpowiedzUsuńno tak, Vip-y mają najlepiej. Raz, że wchodzą za darmo, dwa - nie wychodzą z pustymi rękami :)
UsuńDegustacja jak rozumiem udana :) Znam i od czasu do czasu lubię Ararat :)
OdpowiedzUsuńdegustacja była bardzo udana :)
UsuńTego koniaku to bym sobie z chęcią spróbowała ;)
OdpowiedzUsuńo tak. Warto :)
UsuńŻałuję, że Erywań w sumie potraktowałam tak po macoszemu - spać nam się chciało po przylocie w środku nocy a nie zwiedzać. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę.
OdpowiedzUsuńtez początkowo byłyśmy sceptycznie nastawione do stolicy, jak się później okazało, Erewań nas zauroczył :)
UsuńErywań to idealne miasto do nic nierobienia i szlajania sie, ale jest kilka punktów, które trzeba zobaczyć bezwględnie jak w szczególności muzeum starodruków bo takich zbiorów nie ma nigdzie na świecie, komunikacja miejska tez jest dobra więc trochę dziwne, że tak łatwo dajecie się naciągać taksówkarzom. Musicie być bardziej otwarte dla ludzi i być pozytywnie do nich nastawione to nie będą Was chcieli "porobić" na każdym kroku.
OdpowiedzUsuńErywań to super miejsce dla mnie, dzięki za przypomnienie i Wasze wrażenia!
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń