Ten dzień był przeznaczony na zwiedzanie Tibilisi. Wstałyśmy dosyć późno, bo nie spieszyło nam się. Po śniadaniu ruszyłyśmy na miasto.
Zaczęłyśmy od Gruzińskiego Muzeum Narodowego (wstęp 5 GEL). Interesowała nas przede wszystkim wystawa klejnotów, ale ciekawą wystawą była także ta pokazująca prześladowania Gruzinów przez Rosjan.
wystawa klejnotów
Po Muzeum pochodziłyśmy po wąskich uliczkach w pobliżu Aleji Szosty Rustawelego. Jako, że upał był nieznośny wybrałyśmy się na lody. Znalazłyśmy ciekawą cukiernie, gdzie najpierw wybiera się mrożone owoce i dopiero wtedy na twoich oczach są robione lody. Pyszne :)
uliczki Tibilisi
jedna z restauracji :)
nasza lodziarnia :)
czekamy na lody
po drodze wstąpiłyśmy do synagogi
Po tym lenistwie poszłyśmy do Katedry Sioni. Jest to jeden z najważniejszych obiektów sakralnych w Gruzji, a jej nazwa pochodzi od góry Syjon w Jerozolimie. Pierwsza cerkiew w tym miejscu powstała w VI w. Sioni w ciągu stuleci ucierpiała z powodu ataków nieprzyjacielskich i trzęsień ziemi. Obecna bryła katedry pochodzi z XIII w. W katedrze jest przechowywany krzyż świętej Nino. Jest to najcenniejsza relikwia Kościoła gruzińskiego, niestety niedostępna dla zwiedzających. Można jedynie oglądać jej kopię.
katedra Sioni
Potem udałyśmy się w kierunku Twierdzy Narikala. Wjechałyśmy tam kolejką (1 GEL). Twierdza to nic ciekawego, jedynie rozwalające się mury. W środku twierdzy znajduje się odbudowana w 1990r cerkiew św. Mikołaja. Nie powala, ale można zobaczyć.
twierdza Narikala
spacer wzdłuż murów
drzewo życzeń
kościół św. Mikołaja
i snickersy sprzedawane na placu przed kościołem
widoki z twierdzy:
na katedrę Cminda Sameba
na "coś"
na Kurę
i na łaźnie
Z Twierdzy poszłyśmy w stronę łaźni. Cesarskie łaźnie siarkowe znajdują się pod ziemią i są przykryte kopułami. Dzielnica łaźni jest najstarszą częścią miasta i liczy 1500 lat. To własnie tutaj zaczęła się historia Tibilisi, kiedy to jeleń trafiony przez króla Wachtanga Gorgasalego wpadł do źródła.
Początkowo chciałyśmy skorzystać z takich kąpieli, ale zniechęciła nas gorąca woda. Nie wyobrażałyśmy sobie, że podczas takiego upału będziemy jeszcze siedzieć w gorącej wodzie. Ale ceny łaźni (wynajęcie prywatnego pokoju) wahają się od 30 do 60 GEL. Wcześniej można wejść i sprawdzić co oferuje dana łaźnia.
w drodze na łaźnie
łaźnie
w pobliżu znajduje się meczet
Po łaźniach postanowiłyśmy pójść coś zjeść. Padło na knajpkę na ulicy Szosty Rustawelego. Usiadłyśmy przy stoliku, zaczęłyśmy się zastanawiać co zamówić, Gosia nawiązała kontakt wzrokowy z właścicielką tego lokalu, ta coś powiedziała, Gosia pokazała na palcach liczbę trzy (myśląc, że chodzi ile chcemy Coca-Coli) i w niecałe pięć minut stały przed nami kebaby zawinięte w naleśnik. Zaczęłyśmy się śmiać, bo nawet Gosia nie zdawała sobie sprawy, kiedy złożyła zamówienie.
w drodze na obiad
most Pokoju
Po obiedzie ruszyłyśmy w stronę Suchego Mostu, bo wyczytałyśmy w przewodniku, że jest tam targ. Droga nam zajęła trochę czasu, ale targ jest ciekawy. Można tam kupić obrazy, biżuterię i inne pamiątki z Gruzji (w tym różne starocie). My skusiłyśmy się na biżuterię. Wiadomo - baby ;)
na targu
zdjęcie dodane na specjalne życzenie Gosi ;)
Po targu pomału ruszyłyśmy w stronę naszego hostelu, bo na 21 byłyśmy umówione z taksówkarzem w celu umówienia się na wyjazd do Kazbegi. Po drodze wypiłyśmy przepyszny kwas coś w rodzaju naszego kwasu chlebowego. Natknęłyśmy się na wieżę zegarową, która sąsiaduje z teatrem lalek Rezy Gabriadzego. Wieża jest urocza w bardzo ciekawym zakątku i naprawdę warto ją znaleźć.
zwariowane turystki ;)
jedna z uliczek
wieża zegarowa
jedna z galerii
Po tym udałyśmy się ponownie na lody, ale tym razem wybrałyśmy wersję z jogurtem. I jedyne co nam pozostało to udać się do hostelu na spotkanie z kierowcą.
Na spotkaniu umówiłyśmy się, że zostaniemy odwiezione do Kazbegi za 80 GEL w SOBOTĘ. Tą sobotę podkreślałyśmy kilka razy i kierowca się na nią zgodził.
Zadowolone poszlysmy spać
GRUZJA - DZIEŃ 5
Reviewed by olazplecakiem
on
14:04:00
Rating:
Cały czas mam nadzieję, że uda mi się w tym roku dotrzeć do Gruzji. Dzięki za Twoją relację, dzięki niej kraj ten staje mi się jeszcze bliższy :)
OdpowiedzUsuńGruzję odwiedziłem w listopadzie. Nie żałuję, to było ciekawe doświadczenie. Pytanie: u góry masz zdjęcie KGB (still watching you), to chyba nie ta lodziarnia :-), jakaś restauracja? Masz fotki ze środka? Coś ciekawego czy tylko nazwa? Bo nazwa mnie właśnie zaciekawiła :-).
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie poszłyście do łaźni - naprawdę fajne były, nawet jak ciepło :)
OdpowiedzUsuńA jak teraz cenowo Gruzja stoi?
OdpowiedzUsuńKolejny post, który sprawia, że chcę tam jechać!
OdpowiedzUsuńTen wagon nadal tam stoi? Tyle czasu tam przesiedzialam ze znajomymi popijając gruzińskie wino.
OdpowiedzUsuńTo w Muzeum Narodowym dowiedziałam się, że obecna flaga Gruzji obowiązuje dopiero od może 10 lat. Wcześniej była inna. I gdy kupowałam naszywki flag różnych krajów w bangkoku znalazłam starą flagę Gruzji. Ot, jak wykorzystać wiedzę z muzeum ;)
To pierwsze zdjęcie z ulicy z abażurową konstrukcją - gdzie to jest dokładnie? Nie widziałem tego miejsca.
OdpowiedzUsuń