Pobudka bardzo wczesna, bo byłyśmy umówione z taksówkarzem na 6. Musiałyśmy zdążyć do Erewania na 8, bo o tej godzinie miałyśmy maszrutkę do Goris.
Nasz kierowca okazał się bardzo sympatyczny, niestety ciężko było się z nim dogadać. Sama droga bez niespodzianek i nie zajęła dużo czasu (jakieś 60 km). Wprawdzie taksówkarz miał problem ze znalezieniem właściwego dworca, ale w końcu udało mu się. Przykre było jedynie to, że na końcu chciał 8000AMD, zamiast 7000 AMD, tłumacząc, że przecież musiał szukać dworca. Jakby to była nasza wina.
Przejazd do Goris był szalony, ale też już się do tego przyzwyczaiłyśmy. Tu wszyscy jeżdżą, jakby nie było przepisów drogowych i im szybciej, tym lepiej.
W Goris chciałyśmy złapać taksówkę do Tatew, ale wszyscy żądali takiej ceny, że nam się odechciewało. Szczególnie, że za parę groszy można dostać się tam autobusem. Oczywiście, jak pytałyśmy się taksówkarzy o ten autobus, to każdy odpowiadał, że takiego nie ma i do Tatew to tylko taksówką i, że on może okazyjnie podwieźć i tu padała cena itd, itp. Postanowiłyśmy zapytać się policjanta i ten nas zaprowadził pod sam przystanek. Autobus podjechał na przystanek o 14, ale wyjechał o 15.
aż strach wejść do takiego autobusu
a nam humor dopisywał
Jazda z tubylcami bezcenna :) Te ich dyskusje, rozmowy, gestykulacja. Mimo, że nie rozumiałyśmy ani słowa, to i tak miałyśmy niezłą zabawę. Sama jazda (1,5h) też była ciekawa, przepiękne widoki za oknem i tylko czasami miało się wrażenie, że ten wysłużony pojazd nie da radę wjechać na górę. Na szczęście dał :)
Po wyjściu z autobusu od razu znalazł się nocleg. Pewnie któryś z współpasażerów zadzwonił do znajomego, że właśnie nadjeżdżają turystki. Cena noclegu niezbyt dobra, bo 7000 AMD, ale dom fajny, gospodarze mili, jedzenie przepyszne. Gospodyni niby mówi po angielsku, ale nie rozumie najprostszych słów.
"salon" w naszej kwaterze ;)
Po zakwaterowaniu ruszyłyśmy do twierdzy. Zaraz przy wejściu rozłożone są kramy, na których można kupić przepyszne ciasta, zioła i inne rzeczy. Zatrzymała nas nasza gospodyni, żeby poczęstować nas przepyszną baklawą.
i już widzimy Monastyr
kramy z pysznościami
Sama twierdza jest ok, widoki prześliczne. Klasztor ufundowano w IX w. w miejscu kultu znanym od dawnych czasów. W pewnym okresie był ważnym politycznym centrum księstwa Sjiunik, a w X w. zamieszkiwało go ok. 1000 osób. W 1931r. trzęsienie ziemi zniszczyło kompleks, ale monastyr wciąż zachował swoje piękno.
Kościół św. Piotra i Pawła
kościół Matki Bożej
kościół św Grzegorza
wieża dzwonnicza
Gawazan - tańcząca kolumna
fragment jakiś drzwi
wiadomo... tego w Armenii jest wszędzie pełno
mały kościółek bez drzwi???
wnętrza nie powalały, ale miały swój urok
Z okien klasztoru rozciąga się przepiękny widok na głęboki wąwóz oraz górskie masywy, które z jednej strony oddzielają Armenię od Górskiego Karabachu, a z drugiej od Nachiczewanu.
jeden z widoczków
Po powrocie na kwaterę dostałyśmy obiad, bez mięsa, ale był przepyszny. Furorę zrobiła marnowana czeremcha. Do tego domowej roboty winko, koniak i wódeczka. Żyć, nie umierać.
Gosia zabawia wnuka gospodarzy
a Ania korzysta z huśtawki :)
Na wieczór razem z Gosią wybrałam się na wieczorny spacer, a po powrocie spanie.
wieczorny spacer
ARMENIA - DZIEŃ 13
Reviewed by olazplecakiem
on
14:43:00
Rating:
ach te kramy z lokalnym jedzeniem.... uwielbiam niezależnie od kraju.
OdpowiedzUsuńo tak :) to cały urok podróżowania :)
UsuńJak długo byłyście w Armenii? :)
OdpowiedzUsuńtylko 5 dni. Pędziłyśmy do Iranu :)
UsuńCiekawą architekturę ma monastyr. Jestem przyzwyczajona do tych bałkańskich, które są mniej kanciaste ;)
OdpowiedzUsuńmy byłyśmy zdziwione, że monastyry w Armenii różniły się od tych z Gruzji
UsuńPrzejazdy lokalnymi autobusami to moje najlepsze wspomnienia podróżnicze :)
OdpowiedzUsuńten też był niezapomniany :)
Usuń