Do Ninh Bin wyruszyłyśmy z Cat Ba. Bilet kupiłyśmy w naszym hotelu i zapłaciłyśmy za całość 250 000vnd.
Podroż zaczęła się o 8 rano. Najpierw autobusem pojechałyśmy do portu w Hai Phong (trwało to jakieś 45 min do godziny), potem przenieśliśmy się na prom (płynęliśmy 1 h), a z promu z powrotem do autobusu. I do tego momentu wszystko działa się szybko i sprawnie. Niestety nic w Wietnamie nie dzieje się sprawnie, więc ta podroż tez nie miała tak wyglądać. W autobusie tkwiłyśmy, razem z innymi turystami, jakieś pół godziny czekając na nie wiadomo co. Gdy w końcu ruszyliśmy, to po jakieś godzinie pękła opona i znowu musieliśmy czekać jakieś pół godziny. I tak mieliśmy szczęście, bo przydarzyło się to blisko zakładu wulkanizatora (pominę milczeniem fakt, że jakieś dziesięć minut autobus jechał na samej feldze ;] ).
zejście z promu
ta nieszczęsna opona
W końcu docieramy do Ninh Binh. Jeszcze w autobusie dostajemy 2 wizytówki hotelów i wybieramy hotel, który leży w centrum miasta. Postanawiamy, że jeśli coś nam nie będzie pasować, to poszukamy coś innego na własną rękę. Do hotelu Kinh Do Hotel, za darmo, dowozi nas naganiacz, tam oglądamy pokój, ale postanawiamy rozejrzeć się po okolicy. Pani recepcjonistka mówi ok i stwierdza, że w okolicy nie ma innych hoteli. Nie wierzymy jej, no bo centrum miasta i tylko jeden hotel?? Po półgodzinnym szwendaniu się nie znajdujemy ani jednego hotelu (!), zatem z podkulonymi ogonkami wracamy do Kinh Do i zgadzamy się na wcześniejsze warunki (z tego co pamiętam płacimy jakieś 10$ za noc). Nocleg w Ninh Binh >>>REZERWACJA<<<
Po zakwaterowaniu wybieramy się na spacer po mieście, a przy okazji odwiedzamy dworzec autobusowy, bo następnego dnia chcemy wynająć kierowców ze skuterami, żeby obwieźli nas po okolicznych atrakcjach. Na dworcu szybko znajdujemy kierowców i po krótkich negocjacjach ustalamy cenę 200 000 vnd za osobę.
Uff, teraz spokojnie możemy wybrać się na spacer. Szybko trafiamy na okoliczny targ. Bardzo fajny, kolorowy do czasu aż na jednym ze straganów zobaczyłam, że mięso, jakie tu sprzedają to... psina :( Od tego momentu żaden trag w Wietnamie już nie sprawiał mi takiej radości, jak wcześniej oraz jak kupowałam coś do jedzenia, to zawsze bałam się, że mogę zjeść psa.
Po powrocie ze spaceru kolacje zjadłyśmy w restauracji hotelowej.
Na drugi dzień miałyśmy załatwioną wycieczkę po okolicznych atrakcjach. Obwozić nas miało dwóch panów na skuterkach (no, bo Aga wciąż niedomagała). Zanim wstawiłyśmy się na umówione miejsce poszłyśmy na okoliczne stragany, żeby kupić latarkę. Aga gdzieś na blogach wyczytała, że jest przydatna przy zwiedzaniu jaskiń (jak się później okazało w ogóle nie była przydatna).
Nasi kierowcy stawili się punktualnie i od razu ruszyłyśmy w drogę.
Na początek Trang An Cave czyli kompleks świątyń i jaskiń, a wszystko to oglądamy w czasie spływu urokliwą rzeczką. Wstęp nas kosztował 150 000 vnd. Chwile poczekaliśmy na łódkę i popłynęliśmy.
Do łódki są przydzielane 4 osoby (chociaż jest możliwość wynajęcia łódki dla mniejszej liczby osób, ale trzeba wtedy więcej zapłacić), a kieruje nią drobna Wietnamka... czasami nawet nogami.
Trasa jest bardzo malownicza, dodatkową atrakcją jest przepływanie jaskiniami (czasami sklepienie jest tak nisko, że trzeba położyć się na dnie łódki). Co jakiś czas robione są postoje w przybrzeżnych świątyniach.
Początkowo trasa nie była zatłoczona, ale w pewnym momencie to się zmieniło... chociaż miało to swój urok, bo w większości byli to miejscowi turyści i ciekawie było obserwować ich zachowania.
Kolejnym punktem były ruiny Hoa Lu Ancient Capital czyli stolica cesarza Tien Hoanng De założona w X wieku.
Do obecnych czasów niewiele przetrwało (m.in. świątynia poświęcona cesarzowi), ale nawet te ruiny robią wrażenie.
I ostatnim punktem naszej wycieczki było Mua Cave. Mua Cave to punkt widokowy, do którego prowadzi tysiąc schodów. Ale naprawdę warto. Widoki zapierają dech (można nawet popatrzeć na słynną jaskinie Tam Coc), a nawet schody mają swój urok (nie, nie, nie mam na myśli wspinaczki, a same schody ;))
Po powrocie do hotelu, wzięłyśmy prysznic (miałyśmy w cenie noclegu dostęp do łazienki) i poszłyśmy coś zjeść. Trafiłyśmy na pyszne sajgonki :) Po obiadku, jak zwykle, wypiłyśmy sok z trzciny cukrowej (10 000vnd) i o 17.00 ruszyłyśmy autobusem w stronę Hoi An.
na ulicach Ninh Binh
na straganie w dzień targowy...
kolacja w hotelu
Na drugi dzień miałyśmy załatwioną wycieczkę po okolicznych atrakcjach. Obwozić nas miało dwóch panów na skuterkach (no, bo Aga wciąż niedomagała). Zanim wstawiłyśmy się na umówione miejsce poszłyśmy na okoliczne stragany, żeby kupić latarkę. Aga gdzieś na blogach wyczytała, że jest przydatna przy zwiedzaniu jaskiń (jak się później okazało w ogóle nie była przydatna).
Nasi kierowcy stawili się punktualnie i od razu ruszyłyśmy w drogę.
Na początek Trang An Cave czyli kompleks świątyń i jaskiń, a wszystko to oglądamy w czasie spływu urokliwą rzeczką. Wstęp nas kosztował 150 000 vnd. Chwile poczekaliśmy na łódkę i popłynęliśmy.
Do łódki są przydzielane 4 osoby (chociaż jest możliwość wynajęcia łódki dla mniejszej liczby osób, ale trzeba wtedy więcej zapłacić), a kieruje nią drobna Wietnamka... czasami nawet nogami.
Trasa jest bardzo malownicza, dodatkową atrakcją jest przepływanie jaskiniami (czasami sklepienie jest tak nisko, że trzeba położyć się na dnie łódki). Co jakiś czas robione są postoje w przybrzeżnych świątyniach.
Początkowo trasa nie była zatłoczona, ale w pewnym momencie to się zmieniło... chociaż miało to swój urok, bo w większości byli to miejscowi turyści i ciekawie było obserwować ich zachowania.
wejście do Trang An Cave
czekamy na swoją kolej
pierwsza świątynia i pierwszy postój
urny
i kolejna świątynia
najciekawsze atrakcje - jaskinie
bo łódki są fajne ;)
obserwowanie innych turystów też jest fajne ;)
i panie wiosłujące
Kolejnym punktem były ruiny Hoa Lu Ancient Capital czyli stolica cesarza Tien Hoanng De założona w X wieku.
Do obecnych czasów niewiele przetrwało (m.in. świątynia poświęcona cesarzowi), ale nawet te ruiny robią wrażenie.
i jak tu się połapać gdzie iść??
te dary... ;)
imponujące bramy
chwila odpoczynku
typowy grób w Wietnamie
przed schodami taki oto obrazek ;)
i w tym miejscu należy się zastanowić: "damy radę"?
czas zacząć wspinaczkę
kozy też się wspinają
te miny mówią wszystko ;)
na szczycie :)
warto było
widok na Tam Coc
i pozostało tylko zejść ;)
jeden z naszych kierowców
Po powrocie do hotelu, wzięłyśmy prysznic (miałyśmy w cenie noclegu dostęp do łazienki) i poszłyśmy coś zjeść. Trafiłyśmy na pyszne sajgonki :) Po obiadku, jak zwykle, wypiłyśmy sok z trzciny cukrowej (10 000vnd) i o 17.00 ruszyłyśmy autobusem w stronę Hoi An.
nasz obiadek
i obowiązkowo - sok z trzciny cukrowej
PODSUMOWANIE
Czy warto pojechać do Ninh Binh? - WARTO
Wiele osób wybiera Tam Coc, ale myślę, że lepszą trasę ma Trang An Cave
Obowiązkowo należy wybrać się na Mua Cave
Dopiero parę dni później przeczytałyśmy, że warto się wybrać do Cuc Phuong National Park.
Ceny w Ninh Binh są o wiele niższe niż w Zatoce Ha Long i innych typowo turystycznych miejscach.
Kierowce ze skuterem można wynająć w hotelu, ale taniej będzie przejść się na dworzec i tam się potargować.
Kinh Do Hotel - mogę śmiało polecić - miła obsługa, dobre jedzenie w restauracji i można wykąpać się po powrocie z wycieczki, nawet jeśli już się wymeldowaliście.
Koniecznie spróbować sok z trzciny cukrowej - jest pyszny.
NINH BINH
Reviewed by olazplecakiem
on
15:37:00
Rating:
rzeczywiście wygląda, że warto tam jechać! ładne miejsce :)
OdpowiedzUsuńbo naprawdę warto tam jechać :)
UsuńWyobrażam sobie, że jak wybiorę się w podróż po Azji, to koniecznie większość czasu spędzę właśnie na skuterze!
OdpowiedzUsuńto dobry pomysł :)
UsuńZawsze podziwiam ludzi, którzy wyruszają do odległych krain :) Jedno mnie jednak zastanawia, jeśli to wpis dla każdego fajnie byłoby napisać ile tak naprawdę wynosi 250 000 vnd :) Dla mnie na przykład to totalna abstrakcja i nie mogłem spokojnie przeczytać wpisu nie zastanawiając się czy podróż do zasiedmiogórogrodów jest droga czy raczej przystępna!
OdpowiedzUsuńtu zawsze jest problem, bo cena 250 00vnd może utrzymać się przez kilka lat, ale odpowiednik polskiej waluty już niekoniecznie ze względu na wahania kursu
UsuńWietnam jawi się niezwykle ciekawe. Wielu moich znajomych już tam było i wspominają ten wyjazd ze wzruszeniem i tęsknotą :)
OdpowiedzUsuńWietnam jest ciekawy, chociaż dla nas był raczej pechowy i dlatego nie będziemy go wspominać z tęsknotą ;)
UsuńNajśmieszniejsze w Wietnamie są dla mnie ich nazwy :D Często chyba można połamać sobie przy nich język :)
OdpowiedzUsuńI właśnie przeczytałem wpis o człowieku w łódce. Wygląda na idealne miejsce na randkę. Dzięki za dużą dawkę zdjęć z samego rana! (-:,
OdpowiedzUsuńWszystkie opisane miejsca wyglądają na warte odwiedzenia. Najbardziej do gustu przypadły mi jaskinie Trang An Cave, sama chętnie bym je odwiedziła, wyglądają niezwykle malowniczo! :)
OdpowiedzUsuńChciałabym tam być i na skuterze i na łódce i pokręcić się przy straganach z jedzeniem!
OdpowiedzUsuńWow so beautiful picture and nice blogs to share.
OdpowiedzUsuńThank you very much.
Bardzo konkretne, szczegółowe i bardzo skuteczne w dostępie do lokalnego życia.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za udostępnienie.
Wspaniałe, wyjątkowe doświadczenie, lubię, dziękuję
OdpowiedzUsuń