//Autorem tekstu jest Agnieszka. Aga - dzięki :)
Następnego dnia wstajemy wcześnie, bo o 8.30 ma się zacząć wycieczka, a chcemy jeszcze zjeść śniadanie, no i musimy znaleźć biuro The Sinh Tourist. Wycieczkę kupiłyśmy w Mui Ne >>>KLIK<<< za 199 000 VND (ok. 9$) od osoby.
Okazuje
się, że agencja jest po drugiej stronie ulicy, 2 min drogi od naszego hotelu,
więc spokojnie idziemy na śniadanie.
Pod biurem
o umówionej 8.30 gromadziły się tłumy. Czekamy tylko chwilę, bo szybko pakują nas do autokaru. Po dotarciu do My Tho okazało się, że łącznie są 3 pełne autokary
turystów, co wzbudza nasze przerażenie, ale, na szczęście, wszystko jest naprawdę dobrze zorganizowane,
więc te tłumy prawie nam nie przeszkadzają. Po dotarciu na miejsce przesiadamy
się na duże łodzie (jest ich dwie) rozpoczynając rejs po Mekongu.
nasza łódź
Mekong nie
bez powodu jest nazywany Matką Wszystkich Rzek, gdyż jednocześnie żywi
mieszkańców wybrzeża, jest ich miejscem pracy i domem. Ma ogromne znaczenie dla
rolnictwa i coraz większe w turystyce. Uprawia się tutaj głównie ryż, który
zbiera się trzy razy do roku, owoce (ananasy, pitaja, mangostan, liczi, rambutan,
durian i jackfruit), kokosy, kukurydzę, a także tytoń, trzcinę cukrową oraz
hoduje się ryby rzeczne.
Płynąc
rzeką obserwujemy przybrzeżne domy z blachy albo rozpadającego się drzewa. Pod
tymi domami hoduje się właśnie lokalne ryby. Paradoksem jest to, że rzeka jest
żywicielką, a jednocześnie nie jest w ogóle szanowana. Pływa w niej mnóstwo
śmieci i odpadów, a przeraża brązowym kolorem. Niestety Azjaci nie mają jeszcze
kultury wyrzucania śmieci do śmietnika, tylko robią to gdzie popadnie. Brakuje
im świadomości, że tym sposobem sami siebie trują.
pływające domy z blachy
niby piękny widok, ale kolor wody przeraża
Po
przycumowaniu do brzegu, idziemy spacerkiem przez ogród z lokalnymi owocami i docieramy do
wytwórni papieru ryżowego. Tutaj nasz przewodnik objaśnia nam proces
powstawania mąki ryżowej. Ryż po namoczeniu w wodzie staje się delikatny i
można go przetrzeć przy użyciu tradycyjnego kamiennego moździerza używanego
tylko i wyłącznie na wioskach. Potem do mąki ryżowej dodaje się cukier i mleczko kokosowe. Z
tak otrzymanego ciasta paruje się papier ryżowy (coś w rodzaju naleśnika) a
potem przez godzinę suszy na bambusowych matach na słońcu. Oczywiście można było spróbować, jak to smakuje,
a dla chętnych jest możliwość zakupu takiego smakołyku. My jesteśmy chętne do
schrupania tego smakołyka. Pychotka :)
idziemy ścieżką
produkcja papieru ryżowego
i efekt końcowy... mniam :)
można posłuchać naszego przewodnika
Po deserze
nadszedł czas na obiad. Kiedy dopływamy do restauracji, wszystko już czeka podane na stole. Wygląda to imponująco, ale jednocześnie mało apetycznie.
Serwują nam rybę Tai Tuong, makaron ryżowy, warzywa, ryż i zupę. Panie,
ubrane w lokalne stroje zawijają dla każdego rybę, makaron i warzywa w formę
sajgonek.
taki widok może każdego skłonić do zostania wegetarianinem
ale sajgonki wyglądały dużo lepiej
Po obiedzie płyniemy dalej wśród bambusowych gajów aż do miejsca
gdzie można obserwować m.in. wyrób bambusowych pałeczek, a w sklepie można kupić różne naturalne przedmioty wyrabiane z bambusa i kokosu, takie jak masażer do stóp i
ciała, olej kokosowy, kosmetyki na bazie kokosu, pałeczki.
wytwórca pałeczek
Kolejnym
punktem wycieczki jest farma pszczół. Tam poznajemy proces wytwarzania miodu.
Przewodnik pokazuje nam kilka uli i opowiada, że
miód jest od lokalnych pszczół które zapylają, m.in. mango (mangowy miód - mniam :)). Dla chętnych jest
możliwość potrzymania plastra miodu pełnego pszczół. Oczywiście nie ma się czego bać, bo pszczoły są tak odymione, że ani nie pomyślą, żeby atakować. Potem siadamy do stołów, aby spróbować herbatki z miodem Jest bardzo pyszna. Można oczywiście kupić
sobie taki miód, co polecamy bo potem ciężko taki znaleźć. My korzystamy z tej
okazji.
nasz odważny pilot :)
kto się boi pszczół?
ule
pyszna herbatka :)
Następnie lokalną
dorożką jedziemy na występ zespołu, wykona tradycyjną wietnamską muzykę Muzyka ta została wpisana na listę
UNESCO w 2013. Przy dźwiękach muzyki degustujemy lokalne owoce.
wietnamskie koniki są bardzo małe
degustacja owoców. Mamy tutaj ananasa, smoczy owoc, rambutany, arbuz i mango albo jack fruit (nie pamiętam)
występ lokalnego zespołu
happy birthday - wersja wietnamska
i jeszcze jeden występ
Na naszą łódź wracamy wąskim kanałem, na małych łódkach, na których, przeważnie, wiosłują wietnamskie kobiety.
wracamy na łódź
wiosłują przeważnie kobiety, ale na naszej łódce jest męski wyjątek ;)
Ostatnim punktem
jest wizyta w lokalnej wytwórni cukierków z kokosa, czyli coconut candy. Każdy może spróbować kawałka tych pysznych słodkości, a potem można je kupić w różnych wersjach smakowych. Jednak najlepsza jest wersja podstawowa i
nieowijania w papier ryżowy. I na tym kończy się wycieczka.
Ok. 18 jesteśmy
z powrotem w Sajgonie.
najpierw wyjaśnienie do czego służy kokos :)
produkcja cukierków
panie zawijające cukierki w papier ryżowy
gotowy wyrób
posłuchajcie naszego wspaniałego przewodnika
PODSUMOWANIE
Wycieczka była
bardzo udana. Było dużo atrakcji, przewodnik bardzo dobrze przygotowany. Tak
bardzo, że nawet jak już myślałam, że niczym nie jest w stanie nas zaskoczyć,
to zawsze jakiegoś asa z rękawa wyciągał. Wszystko przebiegało bardzo sprawnie,
organizacja była na najwyższym poziomie. Można powiedzieć, że turysta czuje się
dopieszczony :) Widać, że wycieczki z tym biurem
cieszą się powodzeniem szczególnie wśród miejscowych i Azjatów. Nawet
spotkałyśmy jednego mieszkańca Sajgonu, który po raz dwudziesty któryś był na
tej wycieczce. Stwierdził, że lubi na nią jeździć, bo podoba mu się dobra
organizacja, fajny przewodnik i smaczne jedzenie. Z tym jedzeniem to lekka
przesada ;-)
Warto także
kupić lokalne wyroby podczas wycieczki, typu papier ryżowy, cukierki kokosowe
czy miód, bo w mieście takich nie znajdziecie. A szukałyśmy na targach,
niestety bez powodzenia. I później żałowałyśmy, że nie obkupiłyśmy się w czasie
rejsu.
Jedynym
minusem wycieczki był tłum turystów i trzeba było pilnować przewodnika, żeby
słyszeć co opowiada. A opowiadał bardzo ciekawie, więc warto trzymać się blisko.
Miał oczywiście mikrofon, ale już idąc w środku tłumu ciężko było usłyszeć co
mówi.
Czy polecam
ten rejs? Na 100%
REJS PO MEKONGU
Reviewed by olazplecakiem
on
15:01:00
Rating:
fajna taka atrakcja! chociaż kolor wody w Mekongu faktycznie nie zachęca np. do kąpieli ;)
OdpowiedzUsuńZwiedzanie z perspektywy wody zawsze pozwala nieco inaczej spojrzeć na okolicę, dostrzec to,czego z lądu nie widać. Świetna sprawa!
OdpowiedzUsuńNa jednym ze zdjęć jest drzewo chlebowe... ustawione tam tylko chyba jako ciekawostka dla białasów, czy faktycznie tam rosło...?
OdpowiedzUsuńPrzez takie blogowo-fotograficzne wyprawy wraca mi uśpiona tęsknota do Azji! :) Wspaniała wycieczka!
OdpowiedzUsuńTe potrawy azjatyckie robią mi smaka na taki wyjazd ;)
OdpowiedzUsuńSuper sprawa. O Mekongu słyszałem że jest Matką wszystkich rzek, ale jest bardzo zanieczyszczona. NA zdjęciach tego nie widać, ale przy ujściu rzeki jest niby mega brudna. Jednak jakbym tam był, to z pewnością skorzystałbym z rejsu. 9$ to dobra cena :)
OdpowiedzUsuńSuper przygoda, zazdroszczę po cichutku. Szkoda, że tak bardzo się nie dba o środowisko w azjatyckich czy afrykańskich krajach, serce mi się kraje na widok porozrzucanych plastikowych opakowań. Może się to kiedyś zmieni
OdpowiedzUsuńSuper wskazówki dla wybierających się w te rejony. Zajrzałem też do innych postów. Podoba się mi inicjatywa z pocztówkami .. :-). Ale póki co czekam na posta z Sajgonu.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmam pytanie - czy miejsca które odwiedziłaś są autentyczne czy raczej powstały jako atrakcja dla turystów? Widzę, że poszczególne punkty wycieczki wyglądają bardzo ciekawie lecz czy to tylko przedstawienie dla turystów?
Z pewnością to była niezapomniana przygoda :) Mnie od razu jednak przeraziły te trzy autokary pełne turystów i pszczoły! Woda dziwnego koloru to już drugorzędna sprawa.
OdpowiedzUsuń