Przejdź na nową stronę: olazplecakiem.pl

Przejdź na nową stronę: olazplecakiem.pl

adahsdkashdkas

MY SON

Wycieczkę do My Son kupiłyśmy w Hoi An w miejscowym biurze turystycznym za 200 000 vnd. Wybrałyśmy opcję ze wschodem słońca. Już widzę Wasze rozmarzone miny i słyszę te pomruki "ooo wschód słońca". No cóż sprowadzę Was na ziemię. Nie wybrałyśmy tej opcji, bo chciałyśmy podziwiać piękne widoki z przepięknym niebem w tle. Sprawa była bardziej prozaiczna. Wyczytałyśmy, żeby zwiedzać My Son wcześnie rano, bo potem słońce grzeje niemiłosiernie.
Jak się potem okazało miałyśmy dobre nastawienie, bo inaczej bardzo byśmy się rozczarowały. Ale po kolei.
Pobudka wcześnie rano, bo o 4 miał nas zabrać kierowca. Pani z agencji od razu zaznaczyła, żebyśmy się nie spóźniły, bo nasz hotel jest na zadupiu i kierowca w pierwszej kolejności przyjedzie po nas. No to ok. O 4 już siedziałyśmy na schodach przed budynkiem. 4.15 wciąż siedziałyśmy na schodach. 4.30 dalej nic. To znaczy działo się... na wschodzie niebo zaczęło jaśnieć. Lekko zaniepokojone (i już nieźle wkurzone) dzwonimy do agencji. Tzn. Aga dzwoni. Zaspana agentka odpowiada, że sprawdzi co się stało. Po 5 min oddzwania mówiąc, że wszystko jest ok (!) i kierowca jest w drodze, wie o nas i mamy spokojnie czekać. 
No to czekałyśmy... do 5. Okazało się, że byłyśmy na końcu jego trasy. 
Do busu wsiadamy, gdy na dworze było już jasno. Ktoś z Was powie: "ok, ok, to, że jest jasno nie oznacza, że nie zdążycie na wschód słońca, bo to chwilę trwa". Tak, wiem o tym, ale do miejsca docelowego trzeba było jechać godzinę. Tak więc, żeby nie przeciągać tej historii... wschód słońca oglądałyśmy za szyb busika :)
Ale w końcu dojechaliśmy. Na miejscu nic nas nie obchodziło. Bilety nam kupiono, a na miejsce zawieziono nas meleksem. I zaczęło się zwiedzanie tego pięknego, choć bardzo zniszczonego kompleksu.
My Son to czamskie centrum religijne  od IV do XIII wieku odkryte przez francuskich archeologów w XIX wieku. Kompleks My Son został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Leży w dolinie u podnóża Hon Quap. Niestety stanowiska archeologiczne mocno ucierpiały w czasie wojny wietnamskiej. Z prawie 70 budowli tylko 20 z nich uniknęło nieodwracalnych uszkodzeń.
Zabytki podzielono na 11 grup, z których najważniejsze są grupy B, C i D. Grupa A została niemal kompletnie zniszczona przez amerykańskie bombardowania.
No to zaczęliśmy zwiedzanie. Po kompleksie oprowadzał nas wietnamski przewodnik z dość kiepskim angielskim. Ja po jakieś minucie przestałam go słuchać, bo jedynie co rozumiałam, to co chwile powtarzane słowo Sziwa. No, ale cóż... mój angielski jest na poziomie "Kali być, Kali mieć", więc specjalnie się tym nie przejmowałam, bo od czego miałam Agę? ;) Po jakiś 5 minutach podeszłam do Agnieszki i pytam się co i jak, a ona mi na to, że jedyne słowo, które rozumie to "Sziwa" :)
Na początku My Son nie robiło na nas wrażenia, ot kupa kamieni w pięknym otoczeniu. Dopiero, gdy zaczęliśmy zwiedzać grupy B, C i D można było sobie wyobrazić dawne piękno tego miasta.
Do Hoi An wracaliśmy początkowo autobusem, ale po przejechaniu jakieś 20 min przesiadaliśmy się na łódź.

wejście do My Son


początek nie zachwycał







ale później było co raz ciekawiej












przez cały czas towarzyszyły nam psy

w my Son są też takie miejsca

Powrót łodzią to miała być dal nas dodatkowa atrakcja... i była. Może nie było to jakieś wow, ale była to przyjemna odmiana. Po jakimś czasie wysadzono nas w nadrzecznej wioseczce. Przy brzegu było sporo sklepów z miejscowym rękodziełem i o dziwo niedrogim. Przy okazji można było zobaczyć jak te cuda powstają. Po zakupach wróciliśmy na łódź, a ta nas zawiozła na brzeg Hoi An. I tak zakończyła się nasza wycieczka.

nasza łódź

życie na rzece




przybrzeżna wioska

obserwujemy pracę miejscowych rzemieślników 



i podziwiamy ich dzieła

no dobrze... niektóre wyglądają na chińszczyznę, ale ładna chińszczyznę ;)



 i już jesteśmy w Hoi An


TROCHĘ WIĘCEJ O KRÓLESTWIE CZAMPY
(z przewodnika "Wietnam i Angkor Wat" wydawnictwa Wiedza i Życie)
Najwcześniejsze zapiski o królestwie Czampy pochodzą ze 192 roku n.e., kiedy to Czampowie, pochodzący zapewne z Jawy (Indonezja), zaczęli się osiedlać na wybrzeżu środkowego Wietnamu. U szczytu potęgi kontrolowali oni krainy od Vinh do delty Mekongu. Ich specjalnością był handel morski, wywóz niewolników i drzewa sandałowego. Około 800 roku Czampa stanęła wobec zagrożenia ze strony rosnącego w siłę khmerskiego królestwa Angkoru i ekspansji Wietów w kierunku południowym. Sytuacja wciąż się pogarszała, aż w 1417 roku Czampowie ponieśli dotkliwą klęskę z rąk Wietów. Czampa została zredukowana do skrawka ziemi od Nha Trang na południe do Phan Thiet, gdzie przetrwała do 1720 roku, kiedy król i wielu jego poddanych zbiegli do Kambodży, aby nie poddawać się Wietnamczykom.


PODSUMOWANIE
Wycieczka do My Son (wschód słońca + powrót łodzią) kosztowała nas 230 000 vnd od osoby.
Ważne - raczej wątpliwe, że zobaczycie wschód słońca, ale warto wybrać tą opcję, żeby ominęły Was tłumy turystów i upał (a tam może być bardzo gorąco).
Warto wybrać powrót łodzią (z tego co pamiętam, to jest to niewielka opłata), bo to dodatkowa atrakcja i możliwość zakupu ciekawych pamiątek.
W cenę wycieczki wchodzi wyżywienie. Ja o tym nie pamiętałam (czyżbym wyparła to z pamięci?), ale ostatnio starała mi się o tym przypomnieć Agnieszka. Coś tam wspominała o jakiś obrzydliwych kanapkach z ogórkiem czyli nie spodziewajcie się czegoś szczególnie pysznego i pożywnego.
Czy warto wybrać się do My Son? WARTO :)


rezerwacja wycieczki

bilet wstępu do My Son



MY SON MY SON Reviewed by olazplecakiem on 10:21:00 Rating: 5

10 komentarzy:

  1. część zdjęć pokazuje faktycznie fajne miejsca - ale początek rzeczywiście wygląda trochę jak kamienie w ładnym otoczeniu (co nie zmienia faktu, że zdjęcia są naprawdę ładne)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam czytać o takich ciekawych i dalekich miejscach :) Ciekawe zdjęcia - to właśnie dzięki nim można poczuć klimat miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta.... Ja w Johannesburgu zdecydowałam się (idiotka!) na całodzienne zorganizowane zwiedzanie. Przy 1,5h spóźnieniu właściciel nie widział problemu (you don't understand madame, korki - choć w rzeczywistości olał sprawę kierowca), a później było już tylko gorzej - totalny brak kompetencji, zero informacji, i takie tam. Na plus - oddali 80% kasy, minus - do Joburga raczej nie wrócę, więc straciłam okazję. Never again - nie bez powodu nie lubię zorganizowanych wyjazdów...

    OdpowiedzUsuń
  4. Znów mega ciekawe miejsce ;) ! Wciąż jednak zaczęło mnie zastanawiać ile wart jest 1 VND :P (Wybaczcie, że się czepiam) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdę mówiąc, bazując na tym opisie, w życiu bym się tam nie wybrał:P

    OdpowiedzUsuń
  6. Wkurzyłabym się gdybym miała czekać godzinę, ale przynajmniej było warto. Na zdjęciach te miejsca wyglądaja niesamowicie. Coraz bardziej mnie ciągnie w tamte rejony

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielka szkoda, że nie udało Wam się zobaczyć wschodu słońca. Z drugiej strony ominął Was turystyczny tłum. Chętnie wsiadłabym do takiej łódki, aby zobaczyć okolicę z innej perspektywy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ruiny tego typu :) A jeśli chodzi o wschody słońca - nigdy nie rozumiałem osób, które wstają tak wcześnie, żeby zobaczyć wschód ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniałe miejsce! Nieważne, że nie widziałyście wschodu słońca - w takich pięknych okolicznościach nie wiem, czy cokolwiek by to zmieniło. I jeszcze jedno - oglądanie na żywo pracy rzemieślników jest ekstra. Zazdroszczę wrażeń :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wschodzie słońca byłem na Angkor Wat, do My Son wybrałem się na podobną wycieczkę, ale o późniejszej porze :). W przypadku tego miejsca, jego odbiór w dużej mierze zależy od przewodnika, gdyż budowle w większej części są zniszczone. Ja miałem rewelacyjnego i jak najbardziej uważam, że warto tam przyjechać :)

    OdpowiedzUsuń

Home Ads

Autor obrazów motywu: Sookhee Lee. Obsługiwane przez usługę Blogger.