Przejdź do DZIEŃ 4
Pobudka, a następnie śniadanie zrobione przez Saritę (koszt 4 CUC). Śniadanie przepyszne - omlet, owoce i świeże soki. A po śniadaniu czekał nas intensywny plan zwiedzania.
Pobudka, a następnie śniadanie zrobione przez Saritę (koszt 4 CUC). Śniadanie przepyszne - omlet, owoce i świeże soki. A po śniadaniu czekał nas intensywny plan zwiedzania.
Na początek postanowiliśmy iść do Catedral de San Cristobal. Ponownie zaczęliśmy spacerem wzdłuż Maleconu,
potem przeszliśmy obok Castillo de San Salvador de la Punta oraz przez plac, na którym stoi pomnik generała Maxima Gomeza.
znowu Malecon
rybak z rybką
ponownie widok na Castillo del Morro
pomnik generała Maxima Gomeza
i jeszcze raz Castillo del Morro
bohaterowie rewolucji
Słońce grzało niemiłosiernie. Po drodze
spotkaliśmy parę młodych Kubańczyków, z którymi Aga rozmawiała na temat sytuacji na Kubie i raczej narzekali na obecny system.
Ich zdaniem sytuację na Kubie można zmienić bez krwawej rewolucji, a tylko dzięki kulturze (oczywiście tej kulturze przez duże K).
a przy tym graffiti spotkaliśmy tych Kubańczyków
spacerując uliczkami
Wąskimi uliczkami doszliśmy do Catedral de San Cristobal z XVII wieku. Jest to kościół jezuicki wybudowany na planie krzyża jezuickiego, z kaplicami po bokach i z tyłu. W środku olbrzymie filary oddzielają nawe główną od bocznych z ośmioma kaplicami. Ołtarz główny to dzieło XIX wiecznego włoskiego artysty Giuseppe Bianchiniego. W katedrze 16 listopada odprawiana jest msza, podczas której wierni milczą przez całą uroczystość. W milczeniu przechodzą przed figurą św. Krzysztofa, w ciszy prosząc o błogosławieństwo. Jeśli aż do opuszczenia katedry nie wypowiedzą słowa, to otrzymują je.
Catedral de San Cristobal
Katedra św. Krzysztofa jest... ładna. Może
nie powala, ale na pewno trzeba ja zobaczyć. Warto także zapłacić 1 CUC i wejść na
wieże katedry, żeby mieć dobry widok na Plaza de la Catedral. I własnie na
wieży po raz pierwszy usłyszeliśmy od Pawła "chodźmy już" czyli
włączył mu się "poganiacz niewolników". I tak mu już zostało do końca. Chociaż starał się powstrzymywać, ale kiepsko mu to wychodziło.
widok z wieży
wychodząc z katedry natknęliśmy się na rój pszczół, które znikły po paru minutach
tak młode Kubanki obchodzą swoją pełnoletność czyli 15 urodziny
Po katedrze w planie mieliśmy Bodeguita del
Medio czyli mały lokal, gdzie można zjeść i napić się rumu. Ściany tego lokalu
są udekorowane zdjęciami, rysunkami i autografami sławnych gości m.in. Nata
King Cole'a czy Ernesta Hemingwaya, który był stałym bywalcem lokalu. Nie
jedliśmy tam, ani nie piliśmy,bo ceny są wysokie i jest tam tłoczno.
Bodeguita del Medio
Kolejnym punktem było muzeum Palacio de los
Capitanes Generales. Jest to bodaj najdoskonalszy przykład XVII wiecznej architektury barokowej
w Hawanie, która przybliża historie Hawany. W jednej ze sal można zobaczyć polska flagę, a na murze przy
wejściu jest symbol
polskiego orzełka.
Palacio de los Capitanes Generales
z polską flagą
no i orzełek
Następnie przeszliśmy się po targu książek, gdzie można kupić pierwsze wydania oraz książki wydane przed
rewolucja. Nie brakuje tez plakatów rewolucyjnych itp.
Plaza de Armas
hotel Santa Isabel na placu de Armas
Potem zdecydowaliśmy się na obiad. Tym razem wybraliśmy miejsce przy targu i było dużo lepsze niż wczoraj. Chociaż do tej pory nie mogę się przyzwyczaić do pieczonych bananów.
Po obiedzie ruszyliśmy w stronę Plaza de San Francisco, gdzie można znaleźć naszego Chopina
na ławce i gdzie wg.
Agnieszki są prawdziwi Kubańczycy. I tak już nazwaliśmy ten plac jako
"plac, gdzie są prawdziwi Kubańczycy" ;)
Na tym placu znajduje się Fuente de los Leones czyli fontanna wzorowana na słynnej fontannie w Alhambrze w Grenadzie. Najważniejszą budowla na tym placu jest Basilica Menor de San Francisco de Asis, która powstała w latach 1580-1591, a obecnie znajduje się w niej sala koncertowa.
Plaza de San Francisco z bazyliką de San Francisco de Asis
z Chopinem
Przy Plaza de San Francisco znajduje
się czekoladziarnia, gdzie można wypić szklankę zimnej czekolady
(trochę za słodka, ale pyszna). Polecam.
Muzeum Czekolady
zimna czekoladka... mmm... pycha :)
Następnie skierowaliśmy się w stronę Plaza Vieja. Plac ten powstał w 1559 roku i początkowo nazywał się Plaza Nueva (Plac Nowy). W XIX wieku stracił charakter głównego placu i został przemianowany na Plaza Vieja (Plac Stary). Plac jest otoczony arkadami. Znajduje się przy nim wiele historycznych budowli m.in. Casa del Conde Jaruco. Na środku stoi fontanna z 1796 roku z herbem miasta, a z boku dziwny posąg koguta, na którym siedzi baba. Goła baba.
Plaza Vieja
Zaraz przy placu jest camera
obscura. Rewelacja. Dzięki urządzeniu wymyślonemu przez Leonardo da Vinci można
zobaczyć panoramę Hawany. Wspólnie uznaliśmy, ze to najlepiej zainwestowane 2
CUC do tej pory.
Camera Obscura - najlepiej wydane pieniądze tego dnia
to koniecznie trzeba zobaczyć, bo zdjęcia nie oddają wrażeń nawet w 1/10
ten pies leżał przy wejściu. Ta karteczka na jego szyi to taka kubańska adresówka
Kolejne miejsce jakie dowiedzieliśmy to
Hawana Club czyli najbardziej wyczekiwane miejsce przez chłopaków. Okazało się, że muzeum już jest zamknięte (było otwarte do 16), wiec poszliśmy do baru na drinki.
Cena jednego to 4 CUC (drogo). No i muzyka na żywo. Warto tam pójść, żeby chociaż posłuchać
tego zespołu.
w drodze do Havana Club... po co nam Mistrzostwa Świata w Brazylii :)
alkoholiczki... z pustymi butelkami ;)
bar
zespół
pinacolada :)
a tu możecie posłuchać zespołu:
Po Hawana Club poszliśmy do knajpy o nazwie Taverna. Wiem, wiem wychodzimy na pijaków, ale usłyszeliśmy,
ze w Tavernie ma grać Buena Vista Social Club i chcieliśmy zarezerwować sobie miejsca. No, ale... Okazało się, ze to nie BVSC, tylko jakiś inny zespół, w którym gra jakiś muzyk, który grał raz z BVSC.
W dodatku wejściówka była bardzo droga, bo jakieś 60 CUC. Co ciekawe w Hawanie na każdym kroku można spotkać knajpy, które reklamują się tym, że gra u nich zespół BVSC. Potem okazuje się, że to gra jakaś osoba, która mieszkała obok jakiegoś członka BVSC lub jest to wnuk kogoś z BVSC. Czyli typowy chwyt marketingowy, żeby tylko przyciągnąć turystów.
Zatem skoro posypały nam się plany na wieczór, postanowiliśmy pójść gdzieś zjeść i to najlepiej za CUP. W trakcie poszukiwań rozpadało się. Po pewnym czasie tak padało, ze schroniliśmy
się w barze dla lokalesów. Jedzenia tam nie było (tzn.było, ale raczej nie pierwszej świeżości),
ale było piwo. I tak
spędziliśmy jakieś pół godziny.
integrujemy się :)
W tym czasie Paweł poleciał do casy po kurtkę przeciwdeszczową, bo zapomniał. A nasza trojka udała się na dalsze poszukania jedzenia. Znaleźliśmy
okienko, w którym można było kupić pizzę i świeży sok
z owoców. Może jedzenie nie pozwalało, ale nie było złe, a w dodatku bardzo
tanie.
spacerując po Hawanie znaleźliśmy takie cudo...
remonty trwają tu długo, bardzo długo. tak długo, że zarastają rusztowania
remonty trwają tu długo, bardzo długo. tak długo, że zarastają rusztowania
po deszczu
i znowu w pobliżu Kapitolu
Kolejnym punktem naszego planu był Castillo del Morro, a w szczególności wystrzał z armaty. Umówiliśmy się z Pawłem przy Capitolio, a stamtąd pojechaliśmy do Castillo del Morro na zachód słońca. Przepiękny, cudowny i
naprawdę warto tam się wybrać o tej porze. A potem czekała nas jeszcze Canonazo czyli ceremonia w fortecy La Cabana, tuz obok zamku.
Polega ona na tym, że grupa młodych żołnierzy z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych, ubranych w oryginalne XVII wieczne
mundury, oddaje salwę artyleryjską pod koniec każdego dnia (o godz. 21). W okresie
kolonialnym kanonada artyleryjska oznaczała mieszkańcom, ze bramy zostały zamknięte, a wejście do zatoki zablokowane łańcuchem. Samo przedstawienie
ciekawe, a wystrzał głośny... bardzo głośny. Tak głośny, ze na jakąś minutę ogłuchłam. Ale i tak warto było. Wejściówka, o ile pamiętam, 7 CUC.
Castillo del Morro
zachód słońca
z widokiem na Melecon
Hawana z drugiego brzegu
ceremonia
KUBA - DZIEŃ 3
Reviewed by olazplecakiem
on
15:09:00
Rating:
Ach... Hawana! Ależ to miasto mi się podobało.
OdpowiedzUsuńTylko jedzenie kiepskie, no z wyjątkiem pieczonych bananów (które ja uwielbiam) i rumu.
o tak, jedzenie tam nie zachwyca :(
UsuńKuba... ależ mnie zazdrość wzięła... też bym chciał...
OdpowiedzUsuńnic trudnego. Trza kupić bilet i fruuuuu ;)
UsuńFajne lokalizacje, pełno różnych ciekawostek, ale całości nie czyta się zbyt komfortowo. Tekst zlewa się z podpisami niektórych zdjęć (można pomyśleć o etykietach) i momentami robi się trochę chaotycznie. Niemniej jednak wyczuwam dobrą, kubańską energię :-)
OdpowiedzUsuńKubanka w sukni "ślubnej" mnie rozbawiła. Kolorowe zdjęcia, tak jak Kuba :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńw ten sposób nastolatki obchodzą swoją pełnoletność :)
UsuńMam nadzieję, że uda mi się polecieć na Kubę w listopadzie. Narobiłaś mi jeszcze większej ochoty!
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, żeby się udało :)
UsuńJaką konsystencję ma zimna czekolada? :D
OdpowiedzUsuńJa chcę na Kubę! Tak bardzo. Może się uda w tym życiu ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to miasto, te kolory, jest jedyne w swoim rodzaju i niech za szybko się nie zmienia... (tzn. niech zmienia się tak by ludziom żyło się lepiej, ale niech się nie zmienia dla turysty) :)
OdpowiedzUsuńNigdy na Kubie nie byłam. Ostatnio czytałam książkę "Diabeł umiera w Hawanie" właśnie o tym kraju. PAtrząc na Twoje zdjęcia mogę sobie teraz wyobrazić o czym pisał autor tej książki.
OdpowiedzUsuńJejjjj, jak pięknie! Kolorowo, kościoły i te ujęcia na dachy!
OdpowiedzUsuń