Przejdź do DZIEŃ 8
Pobudka bardzo wcześnie, bo na 7 miałyśmy umówione konie. Wczesne śniadanie i nie będę pisać co było, bo nie było nic nowego.
Pobudka bardzo wcześnie, bo na 7 miałyśmy umówione konie. Wczesne śniadanie i nie będę pisać co było, bo nie było nic nowego.
A potem konie. Przyszłyśmy spóźnione, bo Aga
jak zwykle guzdrała się niemiłosiernie. Andrea i Antonia już na nas
czekały. Andrea nie wybierała się z nami, bo koni po wczorajszym dniu miała dosyć.
Naszym przewodnikiem okazał się sympatyczny Kubańczyk o imieniu Domingo, jeszcze
nie skażony tym, ze turystę trzeba doić ze wszystkiego. Był miły, bo taki jest w rzeczywistości, a nie dlatego, ze coś w zamian oczekiwał.
Wycieczka była rewelacyjna, o niebo lepsza niż ta wczorajsza.
Widoki przepiękne, osnute mgła góry i pola, jak z innej krainy. Żałowałam, ze dzień wcześniej nie wstałam wcześniej i nie wybrałam się na przechadzkę:-) , bo te przepiękne widoki były w zasięgu naszej casy.
w drodze do jaskini. Widoki powalające.
Po jakieś 1,5 godz dojechaliśmy do jaskini, tym razem prawdziwej Jaskini Ciszy. Jaskinia bardzo fajna, można w niej popływać. Żeby do niej wejść trzeba mieć latarkę. My nie miałyśmy.
Zatem Domingo zawołał przewodnika z latarką. Dosłownie zawołał
:) To była śmieszna scena. Bo po stwierdzeniu, ze chcemy wejść, ale nie mamy
latarek, on powiedział , ze skontaktuje się z przewodnikiem.
No to my, dziewczyny XXI w założyłyśmy, że po kogoś zadzwoni. A
on odchodzi na 5 metrów i krzyczy ;)
Jaskinia Ciszy
Antonia jako jedyna odważyła się pływać w kompletnych ciemnościach
z przewodnikiem od latarki
w drodze powrotnej
i pożegnalne zdjęcie z Domingo. Super facet :)
Po zobaczeniu jaskini szybki powrót do casy, bo
na 11 miałyśmy umówionego taksówkarza.
Po powrocie okazało się, ze dzwonił nasz taksówkarz z informacją, że nie przyjedzie, bo zepsuł mu się samochód. Oczywiście momentalnie
znalazło się dwóch innych taksówkarzy na jego miejsce. Tylko zamiast 100 CUC zaoferowali po 120 i
po 130. Wybrałyśmy ta tańszą ofertę. Niestety kierowca okazał się nie taki miły,
jak nasz z Hawany. Nigdzie nie chciał się zatrzymywać, pędził jak wariat
(przypominam, ze to Kuba czyli samochody maja po 60 lat i nie maja pasów, a na
autostradzie zdarzają się takie niespodzianki jak krowa pośrodku drogi) i
ogólnie był niemiły. Dowiózł nas do Hawany i nastąpiła wymiana i kierowcy i
taksówki.
Dojechałyśmy do Playa de Larga i po
krótkich poszukiwaniach znalazłyśmy case polecaną przez wszystkich. Nie
spodobała nam się cena (25 CUC) i pokój (jedno łózko podwójne). Andrea i Antonia
zdecydowaly sie zostać, a my ruszyłyśmy na poszukiwania noclegu. Znalazłyśmy na
tej samej ulicy, parę domów dalej, case marzenie. Mamy cały domek dla siebie,
cena 20 CUC, a właściciel wspaniale gotuje. Obiad był najlepszy z
dotychczasowych (cena 7 CUC od osoby). W dodatku casa leży nad samym morzem i
pisząc te słowa lezę sobie na leżaczku 5 m od morza.
tak nas przywitała Playa Larga
a tak daleko jest nasza casa od morza. Przy okazji mamy własne psy :)
przód casy
Obiad zjadłyśmy w towarzystwie Andrei i
Antoniny, a po obiedzie poszłyśmy brzegiem morza do ich casy na drinki.
nasza uczta
a tu już oczekuję na drinka
Minus Playa
de Larga, to plaga komarów, które uaktywniają się na wieczór. Bez dobrego
środka na komary nie dacie tu rady. Zatem wieczór upłynął na piciu drinków i
odganianiu chmary komarów.
KUBA - DZIEŃ 7
Reviewed by olazplecakiem
on
16:36:00
Rating:
Wczytałem się jeszcze raz w Twoją opowieść :) Ciekawe czy kiedyś uda nam się spotkać ?
OdpowiedzUsuńJa ominąłem playa Larga w swojej podróży, dlatego pewnie tak tu zaglądam na Twój wpis :) Pozdrawiam,
Oderwany
Miałam się wybrać na Twoja wystawę, ale jakoś brakło czasu.
UsuńCo do Playa Larga. Cudowne miejsce, gdzie miałyśmy okazje poznać Kubańczyków spoza "strefy" turystycznej. Naprawdę polecam ten rejon.
Pozdrawiam
Konno przez Kubę. Coś pięknego.
OdpowiedzUsuńtylko cztery litery bolały ;)
UsuńKusi ta Kuba. Znajomi powtarzają, że powinienem się tam wybrać, ale jakoś jeszcze się nie przekonałem do tego! Choć przyznam, coraz bliżej! :)
OdpowiedzUsuńpospiesz się, bo Kuba mocno się zmienia
UsuńKurcze, świetna ta Twoja podróż. Zastanawiam się czy Kuba czy Gwatemala..
OdpowiedzUsuńOj, nie pomogę. Byłam i na Kubie i w Gwatemali, ale ciężko wybrać, co lepsze
UsuńA mnie Kuba nigdy nie kręciła. Jakiś czas temu z Hiszpanii były tanie loty - chyba 600 zł. Napisała mi o tym przyjaciółka z pytaniem czy lecimy. Powiedziałam, że tak, ale nie wiedziałam jeszcze, że trzeba do tego dodać 300 zł na dotarcie do Spanii. I wiesz... to już było dla mnie za drogo. Oczywiście mega tanio, ale nie na coś co mnie po prostu nie podnieca.
OdpowiedzUsuńMnie też nie kręciła, ale moja koleżanka strasznie tam chciała jechać. I pojechałyśmy. I fajnie było :)
UsuńWłaśnie wróciliśmy z Kuby. Dzięki temu blogowi byliśmy w Playa Larga u Leonardo i na przejażdżce konnej u Domingo Rico w Viniales. Leonar już nie gotuje, ale zatrudnia świetną kucharkę. Od strony morza jest też już pokój. Zdziwiony był jak zobaczył zdjęcie swojej casy w wydrukach które przywieźliśmy. W Viniales faktycznie wycieczka konna była wspaniała. Domingo Rico pokazał jak na swoje potrzeby zwija się cygara, poczęstował kawą, zerwał mango. Dziękujemy za wskazówki w tym blogu, na pewno wielu rzeczy byśmy nie zobaczyli, jak np. widoku z tarasu w hotelu w Santiago de Cuba. Ewa, Natalia i Jacek.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Bardzo mnie cieszy to, że moje zapiski komuś się przydają :)
UsuńI to bardzo, to był nasz taki drugi przewodnik :-)na Kubie, szczególnie wszelkie przestrogi były cenne ;-)
OdpowiedzUsuń